*Oczami Lauren*
- Ja nie chcę spać z brzegu –
powiedział smutno Irlandczyk.
- To chodź tutaj, położysz się koło
mnie – powiedziałam.
Chłopak z trudem wstał i depcząc po
wszystkich doszedł do mnie. Jeszcze więcej kłopotów przyspożyło mu ułożenie się
pomiędzy mną, a Lou. Najpierw prawie upadł na Harrego, potem nadepnął mi na
nogę, co nie powiem – bolało, ale w końcu jakoś mu się udało. Kiedy już
wreszcie leżał, przytulił się do mnie i położył mi głowę na klatce piersiowej,
ale nie były to żadne próby flirtu.
- Jak Niall kogoś przytula to znaczy,
że mu ufa i go lubi – szepnął Harry. – Powinnaś czuć się zaszczycona –
próbowałam doszukać w jego głosie jakiejś ironii , czy kpiny, ale bynajmniej
takowych nie wychwyciłam.
Nic nie odpowiedziałam. Miarowy oddech
Niall powoli mnie usypiał. Rozluźniłam się, ziewnęłam i oparłam wygodnie głowę
na poduszce.
Zawsze, kiedy zasypiałam czy to w
Polsce, czy w jakim kolwiek innym kraju wyobrażałam sobie różne rzeczy. Czasami
dotyczyły mnie samej, czasami po prostu „pisałam” sobie w głowie opowiadania.
Bardzo to lubiłam, byłam wręcz od tego w pewien sposób uzależniona. Tak też
zrobiłam i tym razem – pomyślałam sobie, że chciałaby pojechać do Chin,
zobaczyć jakie to „te Chiny” są. No i jeszcze znowu do Paryża – cudowne miasto,
byłam już tam chyba dwa razy, ale ciągle mi mało...
Zegar zadźwięczał po raz dziewiąty. Edward
drgnął.
- Nie! – krzyknęłam. – Edward, otwórz oczy!
Spójrz na mnie!
Nie słuchał mnie albo nie słyszał. Uśmiechając
się delikatnie, uniósł powoli stopę. Wiedział doskonale, że jeden duży krok
starczy, by znaleźć się na słońcu.
Skoczyłam na niego jak tygrysica. Zderzyliśmy
się. Był twardy jak marmur. Gdyby mnie nie złapał i nie przytrzymał, jak nic
bym się przewróciła. I tak zabolało.*
-Shhh, spokojnie. Uspokój się – głos
był cichy, miękki (o ile w ogóle można mówić o takiej cesze głosu) i słychać w
nim było bardzo, ale to naprawdę bardzo podniecającą chrypkę. – Wszystko jest
dobrze, jestem tutaj.
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na Harrym,
objęta jego ramionami i cała się trzęsłam.
- Hazz? – nie bardzo jeszcze
wiedziałam, co się dzieje. – Co się stało?
- Nie jestem pewien, ale chyba coś Ci
się przyśniło, bo nagle zaczęłaś mną potrząsać, potem się do mnie przytuliłaś i
cały czas krzyczałaś coś o jakimś Edwardzie. Aż dziwne, że nikt się nie obudził
– było ciemno, ale wyraźnie zauważyłam na jego twarzy kontur uśmiechu. – Kto to
w ogóle jest?
- Kto? Edward? – ciarki nie ustawały.
- No. Jakiś twój chłopak, czy coś?
- Nie, nie. Edward Cullen z sagi
„Zmierzch” - chyba mi się śnił – sprostowałam.
Westchnął. Jego klatka piersiowa
unosiła się systematycznie w górę i w dół, a ja razem z nią. Powoli się
uspokajałam.
- Już dobrze? – zapytał zatroskany.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Pewnie chce mi tym pytaniem dyskretnie
uświadomić, że skoro już się pozbierałam do kupy to powinna z niego zejść, pomyślałam.
Sęk w tym, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty. Może jak powiem „nie” to mnie nie zostawi, ale jednak to jest kłamstwo.
Małe, bo małe, ale kłamstwo. Ja już sama nie wiem...
- Tak, lepiej..
Czekałam, ale żaden z ruchów, których
się wcześniej obawiałam nie nastąpił. Moje napięte przedtem mięśnie od razu się
rozluźniły.
- A właściwie, to jak to jest z tym
twoim – zawahał się. – No wiesz, z tym twoim pierwszym..no...ten...razem? Był
już?
- A co ty taki ciekawski? –
zmierzwiłam mu włosy. – Chyba nie powinnam Ci mówić.
- A to czemu? – delikatnie zaczął
głaskać moje włosy.
- Takich rzeczy chyba nie mówi się
nowo poznanym osobom, a co dopiero facetom. A już na pewno nie takim napaleńcom,
jak Wy. To naprawdę nie jest normalne.
- Czy właśnie próbujesz mi wmówić, że
po pierwsze jestem jakimś zboczeńcem i po drugie, że jesteś normalna? – zrobił
bardzo śmieszną minę, przynajmniej na taką wyglądała w tych ciemnościach,
dlatego nie mogła się powstrzymać i się roześmiałam.
- Cicho! – mruknął Zayn przekręcając
się na drugi bok. – Ja tu próbuję spać!
- Sorry – szepnęłam. – Chodź,
usiądziemy sobie na balkonie – zwróciłam się do Harrego, jednocześnie
nieudolnie próbując z niego wstać, wziąć kołdrę i wynieść się na zewnątrz. Jemu
też nie wychodziło to najlepiej.
Mój balkon, zresztą tak jak wszystkie
pozostałe, wychodził na basen tej wielkiej posiadłości, więc nie musieliśmy się
obawiać, że zobaczą nas czyhający przed posiadłością (nawet w środku nocy)
paparazzi. Usiedliśmy na ustawionych naprzeciwko siebie plastykowych
krzesełkach i otuleni kołdrami wpatrywaliśmy się się w niebo. Było naprawdę
piękne. Ciemne, usiane miliardami malutkich, złotych gwiazdek, które układały
się w liczne gwiazdozbiory. Wszystko to w połączeniu ze skąpanym w świetle
Księżyca ogrodem tworzyło bajkowo – romantyczną atmosferę.
- Pięknie tu, prawda? – przerwał
ciszę, która swoją drogą nie była wcale tą niezręczną i ciążącą wszystkim ciszą,
lecz tą jej przyjemniejszą wersją, Harry.
- Mhmm – oderwałam wzrok od
nieboskłonu i popatrzyłam na towarzysza, ale on nadal z rozmarzonym wyrazem
twarzy wpatrywał się w migoczące ciała niebieskie. – Długo już tu mieszkacie?
- Trochę mniej niż rok... – uśmiechał
się. – Po X-Factorze każdy z nas mieszkał jeszcze w rodzinnych miastach, ale
było to bardzo kłopotliwe. Wiesz, trudno codziennie jeździć w tę i spowrotem,
szczególnie, że nie wszyscy mamy prawka. Dlatego kupiliśmy tę chatę.
- Chatę? Nie uważasz, że to słowo nie
do końca oddaje panujące tu warunki? – przejechałam wzrokiem po posiadłości. –
Macie tu niezłe luksusy.
- Co prawda, to prawda – w końcu na
mnie spojrzał. – Podoba Ci się?
- Czy ja wiem... Sama na pewno nie
mogłabym tu mieszkać, czułabym się strasznie samotna. Ale z Wami jest świetnie.
Musicie pewnie nieźle za to płacić.
- Nie chcę się przechwalać, ale
jesteśmy światowej sławy gwiazdami, stać nas na takie rzeczy.
- Jak dajesz sobie z tym radę? – znowu
zapatrzyłam się w nicość nad nami. Zdawałam sobie sprawę jak bardzo dzielni są,
jak wiele poświęcili, jak wiele oddali. Wybrali pracę, z której nie mogą się
„zwolnić” już do końca życia. Już zawsze będą tym, czy tamtym z One Direction.
Każdy ich krok, każde słowo jest śledzone przez miliony ludzi, którzy tylko
czekają na ich potknięcie, jeden zły ruch. Zgodzili się na to wszystko, żeby
spełniać swoje marzenia, żeby robić to, o czym zawsze marzyli.
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Nie do końca – niechcący nerwowo się
zaśmiałam. – Możesz powtórzyć, poproszę?
- Wiesz, jeszcze nie do końca
przywykliśmy do tego zamieszania wokół nas. Nie tak łatwo jest przyzwyczaić się
do tego, że każdy chce się z tobą zobaczyć, porozmawiać, zrobić zdjęcie.
Większość wymaga od nas, żebyśmy byli zawsze w dobrych humorach, żebyśmy
poświęcali im uwagę. Zwłaszcza dziennikarze. Z nimi jest jakaś masakra! Włażą
nam na głowy non stop. Nie obchodzi ich nasza prywatność – westchnął. - Chcą
tylko sensacji. Czego byśmy nie zrobili dopisują do tego swoje historyjki..
- Bardzo Ci współczuję... Może nie
zabrzmi to wiarygodnie, ale myślę, że rozumiem, co czujesz.
Chłopak poklepał ręką swoje uda.
Wstałam i na palcach, bo płytki były przeraźliwie zimne, do niego podeszłam.
Odsunął kołdrę z nóg i pomógł mi się wygodnie usadowić. Potem siedzieliśmy już
tylko otuleni dwoma kołdrami delikatnie się kołysząc i znowu podziwiając niebo.
Było cudownie....
- Chyba powinnaś się przespać –
powiedział prosto do mojego ucha Harry tak, że przeszedł mnie miły dreszczyk. –
Liam wszystkich nas jutro zabije, więc lepiej, żebyś miała siłę się z tym
zmierzyć.
Zaśmiałam się.
- Ale mi tak jest dobrze. Nie chcę się
ruszać. Poza tym, co z tobą?
- A kto powiedział, że nie możesz tu
spać? – uśmiechnął się łobuzersko.
- A mogę?
- Jeżeli tylko masz taką ochotę i nie jest
Ci za zimno to jasne, że tak.
- Mhmmm...Fajnie – pocałowałam go w
policzek. – Ale musisz mi coś zaśpiewać, bo inaczej nie zasnę – zrobiłam minkę
smutnego dziecka.
- Masz jakieś konkretne życzenie?
- Nie. Na tym polu zostawię Ci wolną
rękę.
Chwilę się namyślał, a potem zaczął
śpiewać cicho do mojego ucha. Muszę przyznać, że jego głos był fenomenalny.
Chyba najcudowniejsza była ta chrypka. Powoli, bardzo powoli odpływałam.....
I've tried playing it
cool
But, when I'm looking at you
I can't ever be brave
Cause you make my heart race
But, when I'm looking at you
I can't ever be brave
Cause you make my heart race
Shot me out of the sky
You're my kryptonite
You keep making me weak
Yeah, frozen and can't breathe.**
You're my kryptonite
You keep making me weak
Yeah, frozen and can't breathe.**
~~
* - Fragment książki "Księżyc w nowiu" Stephenie Meyer.
** - Fragment piosenki One Direction "One Thing"
Zacznę od przeproszenie Was za moją nieobecność. Uwierzcie mi, wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju. Ale zostawmy przeszłość.
Drugą rzeczą, jaką chciałabym zrobić to podziękowanie Wam za komentarze, odwiedzanie mojego bloga i dodawanie się do obserwatorów. Przechodzę teraz bardzo trudny okres w życiu, a Wy i ten blog dajecie mi niesamowicie dużo radości. Świadomość, że ktoś chce czytać twoją twórczość jest najlepszym prezentem dla każdego autora. Dlatego jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ! <3
Trzecia rzecz to życzenia. Życzę Wam przede wszystkim dużo szczęścia i zadowolenia z życia. Abyście miały/mieli kogoś lub coś z powodu, którego będziecie budzić się i mówi "Życie jest piękne!". Kogoś, kto będzie Was napędzał do działania. Oddanych przyjaciół i spełnienia marzeń i, żebyście zawsze wierzyły/wierzyli, że one się spełnią.
Mam nadzieję, żę rozdział się spodobał i choć trochę wynagrodził Wam moją nieobecność.
Do następnego, wasza Lori <3
PS. Jak święta, co "przyniósł Mikołaj"? :D