czwartek, 30 maja 2013

Pożegnanie...

Sama nie wiem, od czego zacząć...

Chcę Was na początek przeprosić, za moje zniknięcie - brak czasu, może za mało wysiłku.

I przez długi czas próbowałam sobie wmówić, że znajdę czas na bloga, że się pozbieram i wyjdzie świetna historia. Ale prawda jest taka, że po prostu czar prysnął,a ja za późno zdałam sobie z tego sprawę. Nie mieliście nigdy w życiu tak, że , nie czuliście "tego czegoś" chociaż bardzo chcieliście? Ja właśnie tak mam.

Wiem, że Was zawiodłam.
Jeszcze raz przepraszam.

A teraz...

Chciałabym z całego serca podziękować Wam za miłe słowa, wiarę we mnie, wsparcie i przede wszystkim za to, że poświęcaliście swój czas, aby czytać te moje wypociny.
Jestem naprawdę wdzięczna! Nawet nie wiecie, ile razy sprawiałyście, że się uśmiechałam :).

D Z I Ę K U JĘ  W A M  Z  C A Ł E G O  S E R CA!

Wasza Princess <3 :)

PS. Chciałabym jeszcze napisać specjalne podziękowania dla mojej Fanki Numer Jeden, która była ze mną od początku. Jeżeli to czytasz, to chciałabym, żebyś wiedziała, jak bardzo wdzięczna jestem za twoje wsparcie. Dziękuję <3

czwartek, 14 lutego 2013

15 część 1 - Ręcznik

UWAGA!
Zanim przeczytacie roździał wejdźcie w zakładkę "Bohaterowie" (znajduje się u góry) i zapoznajcie się z nowymi opisami chłopców i Lauren oraz z ich zdjęciami!
~~~
28 czerwca 2012 roku, Londyn, Wielka Brytania

*Oczami Lauren*

Obudził mnie chłodny powiew porannego wietrzyku. Przetarłam zaspane, oślepiane Słońcem oczy.  Nadal znajdowałam się na kolanach Harry’ego, który spokojnie spał. Zaciągnęłam się orzeźwiającym powietrzem i poprawiłam okrywające nas kołdry. Zimno załaskotało mnie w krtań.
Było dość wcześnie, ale i tak do moich uszu dobiegał gwar ulicy. Tak to jest to, co lubię. Duże, światowej sławy miasta. Pełne sklepów, kin, teatrów i setek restauracji i kawiarenek, a jednak można w nich znaleźć ciche, spokojne przepełnione typowo wiejską, czy jak ktoś woli podmiejską, atmosferą zakątki. Czy to parki, czy po prostu takie jak ten, zwykłe ogrody.

Wstać! Nie wstać! Wstać! Nie wstać! Taki właśnie idiotyczny spór toczył się w mojej głowie od kilkudziesięciu sekund.

- Na pewno wszyscy już wystali – zaczął głosik schowany gdzieś w zakamarkach mojego mózgu opowiadający się za pierwszą opcją. – Wyjdziesz na lenia!

- Jakiego lenia? – powiedział, o ile w ogóle można to tak nazwać, drugi bardziej podenerwowanych głos. – Dziewczyna ma przecież wakacje, do ciężkiej cholery! Daj jej wypocząć!

Matko! Ja chyba naprawdę potrzebuję snu! Słyszę głosy, a to nawet jakbym była w Hogwarcie, to nie byłoby normalne!!

Jakiś czas później, tego samego dnia

Kolejny raz tego dnia obudziły mnie jakieś głośne dźwięki. Po uważniejszym wsłuchaniu się w nie rozpoznałam odgłosy kłócących się ludzi. Dziwne.

Towarzysz moich nocnych rozmów pod gołym niebem też już się obudził i teraz zawzięcie drapał się po ramieniu.

- Wyspałeś się?

- Raczej taaak – ziewnął. – A ty?

- Też.

Wyciągnęłam przed siebie ręce, próbując rozprostować je po nocy. Coś w moich łokciach, jakby na znak protestu, pyknęło.

Obejrzałam się za siebie, bo wydawało mi się, że stamtąd dochodzą głosy zdenerwowanych ludzi. Nie myliłam się. W moim pokoju stali Louis i Liam zawzięcie o czymś rozmawiając. A raczej tylko Li czymś się bulwersował, a ten drugi ledwo co trzymając się na nogach co i rusz wzruszał ramionami robiąc przy tym dziwną minę. Jakby „daj mi człowieku spokój” z domieszką niewyspania i zagubienia. Na łóżku natomiast leżał ktoś, kogo nie byłam w stanie rozpoznać, gdyż był zakryty kołdrą, spod której wystawały tylko stopy.

- Boże, czemu oni tak krzyczą?! – Harry najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że nie dano mu dłużej pospać, chociaż (jak sam twierdził) się wyspał.

Zignorowałam go, próbując dosłyszeć rozmowę prowadzoną w domu.

- Jak to „nie wiesz, gdzie ona jest”? – zdenerwowany Liam wymachiwał rękami.

- No po prostu. Co ja, wróżka jestem?! – Lou za to w ogóle nie był zaniepokojony zniknięciem tajemniczej dziewczyny, kim kolwiek by ona miała być.

- Siedzieliście tu wczoraj wieczorem wszyscy razem, a potem... – mój kuzyn czekał chyba na to, że jego kumpel uzupełni jego wypowiedź.

Aaaa, czyli to o mnie chodziło. Ale przecież ja jestem tutaj!

- Wcale tu nie siedzieliśmy – zaprotestował Lou, ale nie włożył w to dostatecznie dużo energii, więc nie zabrzmiało to wiarygodnie.

- Przestań się wykręcać Lou!

Li, wyluzuj - pomyślałam.

- CISZEJ!! – dosyć głośny pomruk niezadowolenia wydobył się spod kołdry.

- Niall, wstawaj! – rozkaz padł oczywiście z ust tego bardziej rozbudzonego członka konwersacji.

Aha, czyli to Horan zalegał na m o i m wyrku.

- Cholery można z Wami dostać!! - wstał z łóżka i nadal owinięty kołdrą wyszedł z pokoju po drodze potykając się o coś, czego nie widziałam, bo zasłaniał mi Liam i obdarzając pozostałą dwójkę środkowym palcem.

Lubię go!

- Louis. Gdzie. Do. Kurwy. Nędzy. Jest. Lauren?!?!

- Skąd ja mam widzieć!?!

Podszedł do miejsca, w którym wczoraj w nocy spało 3/5 One Direction, wziął jedną z kołder oraz poduszkę i wyszedł z pokoju na odchodne odwracając się jeszcze do zaskoczonego takim obrotem sprawy bruneta i mówiąc :

- Pewnie jest gdzieś z Harrym, bo jakbyś nie zauważył, to jego też nie ma!

Liam popatrzył jeszcze za nim chwilę, po czym klapnął na łóżku i zaczął masować sobie skronie.

- A przecież im mówiłem...Prosiłem...Tłumaczyłem...Cholerny Styles...A pieprzcie się wszyscy! – i w tym momencie popatrzył na szklane drzwi prowadzące na balkon i zobaczył mnie uśmiechającą się do niego szeroko w ramionach równie zadowolonego Hazzy. Oboje do  niego machaliśmy.

A on? Najpierw zrobił facepalm’a, pokazał nam język, a potem fuck’a i na koniec głośno się śmiejąc wyszedł z sypialni.

Zanim się wyszykowaliśmy i zjedliśmy śniadanie zrobiło się grubo po dwunastej. Ja i Nialler wybraliśmy się na wcześniej już umówioną „wycieczkę zapoznawczą” po Londynie. Pogoda sprzyjała, dlatego nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy jako pierwszy punkt wybrali lodziarnię. No prawie nic. Podczas całego spaceru kręcili się wokół nas paparazzi i Directionerki, a nawet wdziałam dwie około sześćdziesięcioletnie kobiety kręcące nas telefonami. Na szczęście (dla nas, a nieszczęście dla fanek) towarzyszył nam Thomas, jeden z ochroniarzy chłopców. (A mają ich trzech : Tom’a, który aktualnie przebywał z nami; Michael’a, który towarzyszy chłopcom (razem z Tom’em), gdy wychodzili gdzieś w więcej niż jedną osobę oraz Ben’a, którego zadaniem jest strzeżenie willi chłopców.)

Z Niallerem spędziłam świetne popołudnie. Dużo, bardzo dużo się śmialiśmy. Pokazał mi dokładnie, co gdzie jest, jak tam dojść, albo w innych przypadkach dojechać. Okazało się, że mamy dużo wspólnego. Chłopak obiecał, że jak tylko będzie miał chwilę, to pokaże mi kilka akordów na gitarę. Od dawna już chciałam się nauczyć grać, ale jakoś nigdy nie było okazji. A teraz będę mieszkała ze świetnym gitarzystą pod jednym dachem. No i nade wszystko uwielbiam jego irlandzki akcent. Nadaje mu tak dużo uroku i niepowtarzalności.

Czy oni wszyscy mają takie cudowne głosy?!

Nie to, żeby to było źle, ale to jest po prostu niesamowite i niespotykane.

Około 18 tego samego dnia

Liam jakąś godzinę temu wyjechał do swojej dziewczyny, przedtem upewniając się jakieś sto razy, że na imprezie będą z nami Tom i Michael, pytając mnie, czy aby na pewno chcę zostać z chłopcami na całą noc (bo jak sam powiedział, zobaczymy się dopiero następnego dnia po południu) i ostrzegając, że jeżeli coś mi się stanie, to wszystkich nas pozabija.

Swoją drogą to bardzo miło z jego strony, że tak się o mnie troszczy. Świetne uczucie – wiedzieć, że dla kogoś nie jesteś obojętna.

- To co, tam gdzie zawsze? – zapytał Zayn.

- Zdecydowanie tak! – odparł Louis, a potem wszyscy jak na komendę poszli do swoich pokoi bez słówka wyjaśnienia w moją stronę.

Po spokojnym wypiciu szklanki soku winogronowego postanowiłam pójść przygotować się do wyjścia. Swoją drogą, ciekawe czy reszta pamięta o naszym wyjściu, bo jak na razie, to się zmyli i nie ma po nich śladu.

Strumień ciepłej wody polał się po moich plecach zmywając z nich drobinki miejskiego piasku i kurzu. Dokładnie wymyłam się moim ulubionym – przywiezionym z Polski – malinowo – żurawinowym żelem. Potem umyłam dwa razy włosy. Raz szamponem i raz odżywką.

Wytarłam się i owinięta ręcznikiem rozczesałam włosy i wysmarowałam się cała balsamem do ciała,a ściśle rzecz biorąc, to jego końcówką. Potem opakowanie wylądowało w koszu na śmieci.

Coś teraz powinnam zrobić, tylko co? Za grosz nie mogła sobie przypomnieć, choć miałam dziwne przeczucie, że wiem jaki powinien być następny krok moich przygotowań? Malowanie? Nie, to zdecydowanie później. Ubieranie? No właśnie też nie, coś jeszcze jest przed tym. Mycie zębów? Nie, to razem z  malowaniem.
Oo! Już wiem! Suszenie włosów!

Trzy razy przeszukałam kosmetyczkę i jeszcze więcej razy walizkę, ale nigdzie nie widziałam suszarki. Im bardziej szukałam, tym bardziej jej nie było. Niedobrze. To znaczy, że nie wzięłam jej z domu.

Bardzo, uwierzcie mi, bardzo skrępowana, bo przecież byłam w samym ręczniku, a szlafroka nie posiadałam, udałam się do pokoju Harry’ego. Uznałam, że pewnie, jako posiadacz tak bujnej czupryny na pewno ma szukany przeze mnie przedmiot.

Popchnęłam delikatnie uchylone drzwi. Widok, który tam zastałam zdumiał mnie, rozbawił i tak zawstydził za razem, że jęknęłam tylko krótkie „Oh!” i pośpiesznie zamknęłam drzwi.


Cholera!

Kto normalny zostawia otwarte drzwi, kiedy nago wygląda sobie przez okno?! Kto w ogóle nago wygląda przez okno?!

- Możesz już wejść – usłyszałam z pokoju.

Na wszelki wypadek zamknęłam oczy i po omacku nacisnęłam klamkę. Czy Styles był już ubrany, czy nie – tego nie wiedziałam, ale dla swojego własnego zdrowia psychicznego postanowiłam nie otwierać oczu. Kto wie, co mogłoby się wydarzyć, zważając na to, że ja byłam tylko w ręczniku, a on w najlepszym przypadku w samych slipkach.

If you know what I mean...

Czy ja naprawdę  o  t y m  z  n i m  pomyślałam?!

- Chciałaś o coś spytać? – mimo, że go nie widziałam to czułam, po prostu czułam, jaki jest rozbawiony wydarzeniem sprzed chwili. – Masz zamiar tak iść na imprezę? Wiesz, ja nie mam nic przeciwko.

Czy on właśnie okrężną drogą stwierdził, że ładnie wyglądam?

Czy ja właśnie się zarumieniłam?

- O suszarkę – próbowałam puścić jego ostatnie zdanie w niepamięć, chociaż sama do końca nie wiem, dlaczego.

- Co „suszarkę”?

Boże, a co, jeżeli on nadal jest bez niczego?

Nie, to nie ma prawa bytu. Nie tutaj. Nie teraz.

- No... Czy masz suszarkę?

Usłyszałam trzy kroki, otwierane drzwi, jakiś szmer, a potem zamykanie drzwi.

Ciepła ręka ujęła moją prawą dłoń od dołu. Poczułam na niej ciężar. Pewnie suszarka.

*Oczami Harry’ego*

Stała tam. Sama. Tylko w ręczniku. Z zamkniętymi oczami.

Mokre włosy rozlewały się po jej zakrytych piersiach. Wyglądała niczym grecka bogini. Szczupła, z wysportowaną sylwetką, prawie naga.

Palcami u stóp badała miękką powierzchnię czerwonego dywanu.

Ręcznik sięgał do jednej trzeciej uda, niżej były już tylko jej nogi. Długie i szczupłe, ale z widocznie zarysowanymi mięśniami. Nie szpecił ich ani jeden strupek, ani jedna blizna, czy siniak.

Stała z zamkniętymi oczami. Chociaż nie widać było jej przenikliwych i magicznych niebieskich tęczówek była piękna, nad wyraz piękna. Na policzkach malowały się jej dwa różowe kółeczka – rumieńce. Pełne usta układały się w uroczy uśmiech zawstydzenia. Jednak można w nim było zobaczyć też odrobinę rozbawienia i dużo bardzo pociągającej niewinności.

Była seksowna. Bardzo seksowna.

Bardziej seksowna niż jakakolwiek inna kobieta, którą widziałem, a trochę ich już było.

Bardziej seksowna niż wszystkie kobiety z jakim się kochałem razem wzięte.

Bardziej seksowna od nagich modelek wypinających się na zdjęciach w męskich magazynach.

Była bardziej seksowna od nich wszystkich, bo oprócz podniecającej kobiety było w niej też niewinne i bezbronne dziecko.

Chciałem być teraz z nią. I nie myślę tu tylko o seksie, ale o trzymaniu jej w swoich ramionach i całowaniu czubka jej mokrej głowy.

Obudził się w mnie mężczyzna, jakiego wcześniej nie znałem. Chciał być dla Lauren kimś więcej.

Kimś więcej, niż znajomym. Kimś więcej, niż Harry’m Styles’em. Kim więcej, niż członkiem One Direction. Kimś więcej, niż kumpel jej kuzyna. Kimś więcej, niż kolejnym chłopakiem, któremu się podoba. Kimś więcej, niż... Kimś więcej, niż...nikim.

I, co najbardziej zdumiewające, ten mężczyzna w jednej chwili stał się moim najlepszym przyjacielem. Nie, więcej... On stał się MNĄ!

Jej ciało nie narzucało mi się, tylko jakby pytało, czy jestem w stanie się nią zaopiekować? Czy jestem w stanie ją chronić? Czy jestem w stanie być dla niej wsparciem?

No właśnie, czy jestem w stanie?
 
~~~
Wiem, jak długo mnie nie było i jak bardzo to jest denerwujące, kiedy nic się nie pojawia na blogu przez tak długi okres. Wiem i PRZEPRASZAM WAS BARDZO!!
Ale teraz o czymś wesołym.
Po pierwsze : nie wiem, dlaczego, ale ten rozdział bardzo mi się podoba i jestem z niego dumna.
Po drugie : prawie całkowicie zmieniłam opisy bohaterów, dodałam ich zdjęcia i zrobiłam dla nich specjalną zakładkę.
Po trzecie : będzie część druga rozdziału 15. W trakcie pisania tak się zadziało, że po prostu wiedziałam, że muszę w tym momencie zakończyć tę część, a ponieważ postanowiłam nie pisać takich krótkich rozdziałó, bo to nie ma sensu, to dodam część drugą tak szybko, jak tylko będę mogła.
Po czwarte : od teraz w postach będą się pojawiać zdjęcia, filmiki i gify.
Po piąte : imię Louis czyta się [lui] - bez "s" na końcu. W tym roździale jest już to wprowadzone, w wolnej chwili poprawię w poprzednich.
Po szóste : bardzo dziękuję Wam za udział w ankiecie i miłe komentarze! To bardzo motywuje i sprawia, że się cieszę.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy!
Do następnej części roździału 15 (nie będę mówiła kiedy, bo potem mi się nie uda napisać w tym termini i będzie głupio)!
Princess (jeśli nie zauważyliście, to tak się teraz nazywam :D).
#massivethankyou #seeusoon #lotsoflove

piątek, 28 grudnia 2012

14 - Edward, chata i X-Factor


*Oczami Lauren*

- Ja nie chcę spać z brzegu – powiedział smutno Irlandczyk.

- To chodź tutaj, położysz się koło mnie – powiedziałam.

Chłopak z trudem wstał i depcząc po wszystkich doszedł do mnie. Jeszcze więcej kłopotów przyspożyło mu ułożenie się pomiędzy mną, a Lou. Najpierw prawie upadł na Harrego, potem nadepnął mi na nogę, co nie powiem – bolało, ale w końcu jakoś mu się udało. Kiedy już wreszcie leżał, przytulił się do mnie i położył mi głowę na klatce piersiowej, ale nie były to żadne próby flirtu.

- Jak Niall kogoś przytula to znaczy, że mu ufa i go lubi – szepnął Harry. – Powinnaś czuć się zaszczycona – próbowałam doszukać w jego głosie jakiejś ironii , czy kpiny, ale bynajmniej takowych nie wychwyciłam.

Nic nie odpowiedziałam. Miarowy oddech Niall powoli mnie usypiał. Rozluźniłam się, ziewnęłam i oparłam wygodnie głowę na poduszce.

Zawsze, kiedy zasypiałam czy to w Polsce, czy w jakim kolwiek innym kraju wyobrażałam sobie różne rzeczy. Czasami dotyczyły mnie samej, czasami po prostu „pisałam” sobie w głowie opowiadania. Bardzo to lubiłam, byłam wręcz od tego w pewien sposób uzależniona. Tak też zrobiłam i tym razem – pomyślałam sobie, że chciałaby pojechać do Chin, zobaczyć jakie to „te Chiny” są. No i jeszcze znowu do Paryża – cudowne miasto, byłam już tam chyba dwa razy, ale ciągle mi mało...

Zegar zadźwięczał po raz dziewiąty. Edward drgnął.

- Nie! – krzyknęłam. – Edward, otwórz oczy! Spójrz na mnie!

Nie słuchał mnie albo nie słyszał. Uśmiechając się delikatnie, uniósł powoli stopę. Wiedział doskonale, że jeden duży krok starczy, by znaleźć się na słońcu.

Skoczyłam na niego jak tygrysica. Zderzyliśmy się. Był twardy jak marmur. Gdyby mnie nie złapał i nie przytrzymał, jak nic bym się przewróciła. I tak zabolało.*

-Shhh, spokojnie. Uspokój się – głos był cichy, miękki (o ile w ogóle można mówić o takiej cesze głosu) i słychać w nim było bardzo, ale to naprawdę bardzo podniecającą chrypkę. – Wszystko jest dobrze, jestem tutaj.

Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na Harrym, objęta jego ramionami i cała się trzęsłam.

- Hazz? – nie bardzo jeszcze wiedziałam, co się dzieje. – Co się stało?

- Nie jestem pewien, ale chyba coś Ci się przyśniło, bo nagle zaczęłaś mną potrząsać, potem się do mnie przytuliłaś i cały czas krzyczałaś coś o jakimś Edwardzie. Aż dziwne, że nikt się nie obudził – było ciemno, ale wyraźnie zauważyłam na jego twarzy kontur uśmiechu. – Kto to w ogóle jest?

- Kto? Edward? – ciarki nie ustawały.

- No. Jakiś twój chłopak, czy coś?

- Nie, nie. Edward Cullen z sagi „Zmierzch” - chyba mi się śnił – sprostowałam.

Westchnął. Jego klatka piersiowa unosiła się systematycznie w górę i w dół, a ja razem z nią. Powoli się uspokajałam.

- Już dobrze? – zapytał zatroskany.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Pewnie chce mi tym pytaniem dyskretnie uświadomić, że skoro już się pozbierałam do kupy to powinna z niego zejść, pomyślałam. Sęk w tym, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty. Może jak powiem „nie” to mnie nie zostawi, ale jednak to jest kłamstwo. Małe, bo małe, ale kłamstwo. Ja już sama nie wiem...

- Tak, lepiej..

Czekałam, ale żaden z ruchów, których się wcześniej obawiałam nie nastąpił. Moje napięte przedtem mięśnie od razu się rozluźniły.

- A właściwie, to jak to jest z tym twoim – zawahał się. – No wiesz, z tym twoim pierwszym..no...ten...razem? Był już?

- A co ty taki ciekawski? – zmierzwiłam mu włosy. – Chyba nie powinnam Ci mówić.

- A to czemu? – delikatnie zaczął głaskać moje włosy.

- Takich rzeczy chyba nie mówi się nowo poznanym osobom, a co dopiero facetom. A już na pewno nie takim napaleńcom, jak Wy. To naprawdę nie jest normalne.

- Czy właśnie próbujesz mi wmówić, że po pierwsze jestem jakimś zboczeńcem i po drugie, że jesteś normalna? – zrobił bardzo śmieszną minę, przynajmniej na taką wyglądała w tych ciemnościach, dlatego nie mogła się powstrzymać i się roześmiałam.

- Cicho! – mruknął Zayn przekręcając się na drugi bok. – Ja tu próbuję spać!

- Sorry – szepnęłam. – Chodź, usiądziemy sobie na balkonie – zwróciłam się do Harrego, jednocześnie nieudolnie próbując z niego wstać, wziąć kołdrę i wynieść się na zewnątrz. Jemu też nie wychodziło to najlepiej.

Mój balkon, zresztą tak jak wszystkie pozostałe, wychodził na basen tej wielkiej posiadłości, więc nie musieliśmy się obawiać, że zobaczą nas czyhający przed posiadłością (nawet w środku nocy) paparazzi. Usiedliśmy na ustawionych naprzeciwko siebie plastykowych krzesełkach i otuleni kołdrami wpatrywaliśmy się się w niebo. Było naprawdę piękne. Ciemne, usiane miliardami malutkich, złotych gwiazdek, które układały się w liczne gwiazdozbiory. Wszystko to w połączeniu ze skąpanym w świetle Księżyca ogrodem tworzyło bajkowo – romantyczną atmosferę.

- Pięknie tu, prawda? – przerwał ciszę, która swoją drogą nie była wcale tą niezręczną i ciążącą wszystkim ciszą, lecz tą jej przyjemniejszą wersją, Harry.

- Mhmm – oderwałam wzrok od nieboskłonu i popatrzyłam na towarzysza, ale on nadal z rozmarzonym wyrazem twarzy wpatrywał się w migoczące ciała niebieskie.  – Długo już tu mieszkacie?

- Trochę mniej niż rok... – uśmiechał się. – Po X-Factorze każdy z nas mieszkał jeszcze w rodzinnych miastach, ale było to bardzo kłopotliwe. Wiesz, trudno codziennie jeździć w tę i spowrotem, szczególnie, że nie wszyscy mamy prawka. Dlatego kupiliśmy tę chatę.

- Chatę? Nie uważasz, że to słowo nie do końca oddaje panujące tu warunki? – przejechałam wzrokiem po posiadłości. – Macie tu niezłe luksusy.

- Co prawda, to prawda – w końcu na mnie spojrzał. – Podoba Ci się?

- Czy ja wiem... Sama na pewno nie mogłabym tu mieszkać, czułabym się strasznie samotna. Ale z Wami jest świetnie. Musicie pewnie nieźle za to płacić.

- Nie chcę się przechwalać, ale jesteśmy światowej sławy gwiazdami, stać nas na takie rzeczy.

- Jak dajesz sobie z tym radę? – znowu zapatrzyłam się w nicość nad nami. Zdawałam sobie sprawę jak bardzo dzielni są, jak wiele poświęcili, jak wiele oddali. Wybrali pracę, z której nie mogą się „zwolnić” już do końca życia. Już zawsze będą tym, czy tamtym z One Direction. Każdy ich krok, każde słowo jest śledzone przez miliony ludzi, którzy tylko czekają na ich potknięcie, jeden zły ruch. Zgodzili się na to wszystko, żeby spełniać swoje marzenia, żeby robić to, o czym zawsze marzyli.

- Słuchasz mnie w ogóle?

- Nie do końca – niechcący nerwowo się zaśmiałam. – Możesz powtórzyć, poproszę?

- Wiesz, jeszcze nie do końca przywykliśmy do tego zamieszania wokół nas. Nie tak łatwo jest przyzwyczaić się do tego, że każdy chce się z tobą zobaczyć, porozmawiać, zrobić zdjęcie. Większość wymaga od nas, żebyśmy byli zawsze w dobrych humorach, żebyśmy poświęcali im uwagę. Zwłaszcza dziennikarze. Z nimi jest jakaś masakra! Włażą nam na głowy non stop. Nie obchodzi ich nasza prywatność – westchnął. - Chcą tylko sensacji. Czego byśmy nie zrobili dopisują do tego swoje historyjki..

- Bardzo Ci współczuję... Może nie zabrzmi to wiarygodnie, ale myślę, że rozumiem, co czujesz.

Chłopak poklepał ręką swoje uda. Wstałam i na palcach, bo płytki były przeraźliwie zimne, do niego podeszłam. Odsunął kołdrę z nóg i pomógł mi się wygodnie usadowić. Potem siedzieliśmy już tylko otuleni dwoma kołdrami delikatnie się kołysząc i znowu podziwiając niebo. Było cudownie....

- Chyba powinnaś się przespać – powiedział prosto do mojego ucha Harry tak, że przeszedł mnie miły dreszczyk. – Liam wszystkich nas jutro zabije, więc lepiej, żebyś miała siłę się z tym zmierzyć.

Zaśmiałam się.

- Ale mi tak jest dobrze. Nie chcę się ruszać. Poza tym, co z tobą?

- A kto powiedział, że nie możesz tu spać? – uśmiechnął się łobuzersko.

- A mogę?

- Jeżeli tylko masz taką ochotę i nie jest Ci za zimno to jasne, że tak.

- Mhmmm...Fajnie – pocałowałam go w policzek. – Ale musisz mi coś zaśpiewać, bo inaczej nie zasnę – zrobiłam minkę smutnego dziecka.

- Masz jakieś konkretne życzenie?

- Nie. Na tym polu zostawię Ci wolną rękę.

Chwilę się namyślał, a potem zaczął śpiewać cicho do mojego ucha. Muszę przyznać, że jego głos był fenomenalny. Chyba najcudowniejsza była ta chrypka. Powoli, bardzo powoli odpływałam.....

I've tried playing it cool
But, when I'm looking at you
I can't ever be brave
Cause you make my heart race

Shot me out of the sky
You're my kryptonite
You keep making me weak
Yeah, frozen and can't breathe.**
 
~~
* - Fragment książki "Księżyc w nowiu" Stephenie Meyer.
** - Fragment piosenki One Direction "One Thing"
Zacznę od przeproszenie Was za moją nieobecność. Uwierzcie mi, wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju. Ale zostawmy przeszłość.
Drugą rzeczą, jaką chciałabym zrobić to podziękowanie Wam za komentarze, odwiedzanie mojego bloga i dodawanie się do obserwatorów. Przechodzę teraz bardzo trudny okres w życiu, a Wy i ten blog dajecie mi niesamowicie dużo radości. Świadomość, że ktoś chce czytać twoją twórczość jest najlepszym prezentem dla każdego autora. Dlatego jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ! <3
Trzecia rzecz to życzenia. Życzę Wam przede wszystkim dużo szczęścia i zadowolenia z życia. Abyście miały/mieli kogoś lub coś z powodu, którego będziecie budzić się i mówi "Życie jest piękne!". Kogoś, kto będzie Was napędzał do działania. Oddanych przyjaciół i spełnienia marzeń  i, żebyście zawsze wierzyły/wierzyli, że one się spełnią.
Mam nadzieję, żę rozdział się spodobał i choć trochę wynagrodził Wam moją nieobecność.
Do następnego, wasza Lori <3
PS. Jak święta, co "przyniósł Mikołaj"? :D

piątek, 23 listopada 2012

13 - Małpy z buszu.



*Oczami Zayna*

- Oooo, nasz malutki, biedny Lou – powiedziała i już po chwili tuliła się z Louisem. – Nie martw się. Ja i chłopcy zawsze będziemy Cię kochać, prawda? – patrzyła na nas czekając na potwierdzenie wypowiedzianych wcześniej słów. Pokiwaliśmy głowami.
- Że chłopcy, to wiem, ale Ty? Kochasz mnie? – patrzył w jej śliczne tęczówki, jednocześnie obejmując ramionami. Nie powiem, że nie chciałbym  być na jego miejscu, bo bym skłamał.
- No jasne, że tak. A co ty, głuptasie myślałeś? – po pokoju rozszedł się jej dźwięczny śmiech. – Zresztą Was wszystkich pokochałam, od razu, kiedy się poznaliśmy. Chodźcie, będzie zbiorowy miś.
Harry i Niall szybko wstali i dołączyli do przytulających się. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale zamiast zrobić dokładnie to samo siedziałem patrząc na Lauren obściskującą się z moimi kumplami.  Zabrzmiało, jakbym był zazdrosny? To dobrze, bo tak właśnie miało zabrzmieć. Sam nie wiem właściwie czemu, ale na ich widok to uczucie naprawdę się we mnie rozpaliło. Zayn, do cholery – mówiłem sobie – ona nie jest twoją dziewczyną,  zresztą znasz ją 2 czy 3 dni!
Naprawdę próbowałem się ogarnąć, ale chyba nie najlepiej mi to szło, bo dziwne uczucie w sercu nadal się paliło.
- Hej, Zi – mmmmhhmm, nie wiem, skąd wytrzasnęła to zdrobnienie, ale je uwielbiam– ty już nie należysz do zespołu?
- Yyy? – mój umysł nadal był nastawiony na podziwianie Lauren, więc nie do końca zrozumiałem.
Nie odpowiedziała, tylko króciutko się roześmiała, a jej oczy rozbłysły, jakby właśnie wpadła na jakiś pomysł. Z tym samym uwodzicielskim, uroczym i jednocześnie zadziornym uśmiechem zaczęła szeptać coś do chłopców co chwile przelotnie na mnie spoglądając. Wyglądało na to, że oni nie do końca na początku łapali co im tłumaczy, ale po chwili zrozumieli. Dziewczyna jeszcze przez parę sekund coś tam im po cichutku objaśniała, potem uniosła w gorę trzy palce. Potem otworzyła z nich znak „pokoju”, czy też ‘zwycięstwa” – jak kto woli. Po sekundzie został już tylko jeden palec. Wtedy z prędkością godną światła poderwała się i rzuciła na mnie, tym samym powodując nasz upadek na puchowy dywan leżący w pobliżu jej łóżka.
Za chwilę do tak zwanej „kanapki” dołączyła się reszt zgrai. Czułem się tak, jakby leżała na mnie co najmniej hipopotam. No, ale nie będę narzekał, bo moją twarz i szyję delikatnie muskały włosy Lauren. Dziewczyna pochylił się tak, abym dobrze słyszał to, co chciała mi powiedzieć, pośród krzyków reszty. Tak swoją drogą, to czy oni nie rozumieją, że jak będą się tak wydzierać to zaraz obudzi się Liam i będziemy mieli problemy, no ja się pytam?!
- Znowu w takiej sytuacji....no wiesz jakiej... – delikatnie się uśmiechała, a jej policzki się zaróżowiły.
- A przeszkadza Ci to?
Chyba chciała coś na to odpowiedzieć, ale po chwili milczenia i nasłuchiwania zaczęła się wiercić, jakby chciała wstać, co muszę powiedzieć nie było przyjemne dla mojego ciała.
- Szybko wstawajcie, Liam się obudził – na jej twarzy widać było pomieszane uczucie zdenerwowania, rozbawienia i zakłopotania, jakby była małym dzieckiem, które zaraz miało być przyłapane przez rodziców na jakiejś niedozwolonej dla jego wieku rozrywce.
- Ale..jak to? Przecież on... znaczy my..no bo przecież – zaczął coś bełkotać jak zawsze „najlepiej” zorientowany blondyn, ale nie dane mu było skończyć i tak nie za bardzo treściwej wypowiedzi, bo Lauren zaczęła nas wpychać do łazienki jednocześnie mówiąc podenerwowanym głosem :
- To nie ja się darłam jak małpa z buszu. Wchodźcie tu i ani mi się ważcie odzywać!
- A oddychać możemy? – Lou oczywiście musiał wykorzystać okazję i zażartować.
Jednak dziewczyna tylko zmroziła go wzrokiem i zamknęła za nami drzwi.
Nie wiem co dokładnie robiła przez te 30 sekund po zamknięciu drzwi, ale dźwięki dobiegające z pokoju świadczyły o tym, że najprawdopodobniej wskoczyła od razu po kołdrę.
Na Li nie musieliśmy długo czekać. Kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi zastanawiałem się czy Lauren sprzątnęła kilka butelek, paczek po chipsach i miskę z żelkami, które walały się po podłodze. Modliłem się, żeby to zrobiła, bo inaczej ukrywanie się i udawanie na nic.
Po chwili klamka znów wydała charakterystyczny dźwięk. Odczekaliśmy jeszcze chwile po czym po cichutku wydostaliśmy się z naszego „więzienia”. Od razu popatrzyłem na miejsce, w którym wcześniej graliśmy. Niedobrze, bardzo niedobrze. Wszystkie nasze „śmieci” były w dokładnie tym samym miejscu, co przedtem. Lauren natomiast leżała na łóżku, z twarzą ukrytą w poduszce, a jej ciałem co chwilę wstrząsał jakby dreszcz. Pomyślałem, że płacze, dlatego do niej podszedłem i delikatnie dotknąłem jej ramienia.
- Ej, coś się stało?
Ona podniosła głowę i zobaczyłem dokładnie przeciwność tego, czego się spodziewałem.  Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, policzki i czoło były czerwone, a „dreszcze” okazały się nie czym innym jak tylko kolejnymi falami śmiechu.
- Było blisko – nadal nie mogła przestać się śmiać. – No dobra, teraz idziemy spać, jest już – tu spojrzała na zegarek  - 3.27. Dobranoc.
Wykonała ruch ręką oznajmiający, że mamy sobie iść, ale Niall albo tego nie zauważył, albo postanowił to zignorować, bo wpakował się jej na łózko i zaczął układać się po kołdrą.
- Niall, wywalaj z mojego wyrka!
- Czy ty sądziłaś, że tak po prostu sobie pójdziemy – na jego twarzy malowało się politowanie.
- Nie tylko sądziłam, ale i nadal tak sądzę. No już, idźcie do siebie – znowu machnęła.
- A z Lou to wczoraj spałaś – powiedziałem oskarżającym tonem.
- Właśnie – zawtórował mi Harry.
- Matko, ale wy jesteście uparci – ha, ha punkt dla mnie – zgodzi się. – No dobra, możecie ze mną spać, ale najpierw idźcie umyć zęby i przy okazji weźcie swoje kołdry i poduszki, bo ja się swoją nie dzielę. Tylko po cichu!
Jak prosiła tak zrobiliśmy. Poszło nam to bardzo sprawnie i po 2-3 minutach znowu byliśmy razem w pokoju.

*Oczami Lauren*
 
- Matko, ja nie wiem ja my się tu zmieścimy – jęknęłam, kiedy zaczęliśmy się układać do spania.
- No chyba po to masz duże łóżko, żebyśmy mogli razem spać, no nie? – odpowiedział Niall.
- Niall, duże łóżko nie znaczy „łóżko dla 5 osób”, to znaczy „łóżko dla 2 osób” – naprawdę czarno widziałam tą noc.
- 2 i 5 to prawie to samo.
- Prawie robi dużą różnicę.
- Mi tam nie robi prawie różnicy – wzruszył ramionami.
- Uwielbiam Cię, Nialler – serio, te jego teksty, gesty, miny. No po prostu bezcenne.
- Wiem – wyszczerzył się. – Ja Ciebie też.
- Awwwww, jesteś uroczy – uśmiechnęłam się kładąc moją poduszkę na łóżku. - Jakby co to ja śpię na środku.
Wskoczyłam na wyrko, a po chwili po moich dwóch stronach ułożyli się Louis i Hazza.
- Posuńcie się – usłyszałam głos Zayn, który próbował też się położyć. Za nim na łóżko wpychał się Niall.
- No moment. Lou, posuń się – lekko pchnęłam chłopaka.
- Nie mam miejsca – skarżył się.
- To się przekręć na bok – Zi zaczynał się już lekko denerwować.
Kiedy wszyscy znajdowaliśmy się już na łóżku, było naprawdę ciasno.
- Ja nie chcę spać z brzegu – powiedział smutno Irlandczyk.
- To chodź tutaj, położysz się koło mnie – powiedziałam ciepło.
Chłopak z trudem wstał i depcząc po wszystkich doszedł do mnie. 

~~

Tak więc już jest rozdział 13 (13 to moja ulubiona i szczęśliwa liczba :)).
Wiem, że bardzo długo czekałyście/czekaliście i bardzo Was za to przepraszam.
Na blogu powoli pojawiają się różne zmiany jak np. tło.
Kolejną nowością jest to, że rozdziały będą miały swoje tytuły.
Mam nadzieję, że i rozdział i nowy wygląd bloga Wam się spodobają.
Do następnego rozdziału Lori <3

Ps. Bardzo się cieszę, że przybywa czytelników i z szeroko otwartymi ramionami witam ich na moim blogu. :*


poniedziałek, 12 listopada 2012

Kilka spraw organizacyjnych!

Hej!

Mam do Was kilka pytań, bo chcę ulepszać tego bloga, tak, żeby Wam się podobł.

Po piewsze : czy wolicie cześciej rozdziały, ale zato krótsze, czy rzadziej, ale dłuższe. Jak widać, niestety ostatnio za dużo czasu wolnego  nie mam, ale uwieżcie mi staram się. Tak, więc tę kwestię zostawiam Wam do rozstrzygnięcia.

Po drugie : chciałabym zrobić tło i nagłówek z chłopcami, ale nie wiem zupełnie jak i gdzie to się zmienia, więc szukam osoby, która  mi w tej sprawie pomoże i oświeci.

Po trzecie : tak się ostatnio zastanawiałam, czy ja Was tymi rozdziałami nie zanudzam? Czy nie są za bardzo szczegółowe? Czy może właśnie taki Wam się podobają? Czekam na szczere opinie.

To chyba wszystko, ale jak sobie coś jeszcze przypomnę, to napiszę napewno. Co do nowego rozdziału to powinien się już niedługo pojawić.

Całusy Lors (takie tam zdrobnienie od Lori :D)

Ps. Która piosenka z Take Me Home to wasza ulubiona? No i jakie macie przemyślenie po wywiadzie Zayna i Lou dla RMF Maxx (jeżeli nie słyszałyście/ogłądałyścieto wejdźcie na stronę tego radia i tam jest wideo).

poniedziałek, 5 listopada 2012

12 - Ej, kochanie, grasz?


*Oczami Lauren*

Kiedy znaleźliśmy się już z powrotem na górze udaliśmy się do pokoju Liama. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani. Lou jak najdelikatniej otworzył drzwi i wszedł zostawiając je otwarte. Wstrzymaliśmy oddechy jednocześnie bacznie obserwując całą sytuację i próbując powstrzymać śmiech. Chłopak robił małe kroczki i co chwilę nerwowo patrzył się na śpiącego kumpla. Wreszcie doszedł do jego szafki nocnej i położył tam przedmiot i warzywo. Potem zrobił gest zwycięzcy i uśmiechał się triumfalnie. Jednak jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie, gdy Liam przewrócił się na drugi bok, złapał go za rękę i zaczął mamrotać.
- Dan...kochanie...gdzie idziesz?
Biedny chłopak popatrzył na nas z przerażeniem w oczach szukając pomocy, a kiedy jej nie otrzymał postanowił zdać się na swoją kreatywność.
- Do łazienki... mam okres - powiedział naśladując kobiecy głos.
Jeden, wilki, grupowy palmface. Matko, co on wymyśla, pomyślałam. Jednak mój kuzyn najwyraźniej mocno spał i coś mu się śniło, bo mruknął tylko :
- W takim razie poproszę pizze z podwójnymi pieczarkami.
Potem, ku wielkiemu zadowoleniu Louisa, zakrył się szczelnie kołdrą puszczają rękę przyjaciela. Biedny Boo odetchnął z ulgą i szybko, tym razem nie zważając już na to, czy idzie cicho czy nie, wyszedł z pomieszczenie i zamknął za sobą drzwi.
- Ten gościu nie jest normalny - skwitował.
Jeszcze długo po tym, kiedy wróciliśmy do mojego pokoju nie mogliśmy przestać się śmiać, kiedy przypominaliśmy sobie minę Lou, albo to, co mówił – tu raczej powinnam użyć słowa „mamrotał” – Liam. Śmiech, śmiech i jeszcze raz śmiech. Towarzyszył nam przez cały dzień i wieczór, a teraz zapowiadało się na to, że nie opuści nas również i przez resztę nocy. Cieszyłam się, że chociaż poznaliśmy się zaledwie dwa dni temu między nami nie było żadnego skrępowania. Pierwsze lody zostały przełamane bardzo szybko i to właśnie za sprawą wspólnych wygłupów i żartów.
- Ej, kochanie, grasz? – z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos.
- Od kiedy to mówisz do mnie „kochanie”, Lou? – uniosłam prawą brew do góry.
- Od teraz – zaśmiał się.
- A może ja nie wyrażam na to zgody, co?
- A może ja nie muszę i nie chcę się Ciebie pytać o zgodę?- bardziej oznajmiły, niż zapytał.
- A no tak! Powinnam być zaszczycona, bo wielki Louis Tomlinson – tu na chwilę przerwałam i ukłoniłam się w jego stronę – zechciał się do mnie odezwać i... – nie dokończyłam, bo przerwał mi Niall.
- I powiedzieć do Ciebie ‘kochanie”. Tak, tak. Musisz wiedzieć, że on ma bardzo wysoką samoocenę.
- Wcale nie – oburzył się.
- Jasne – wtrącił się ze śmiechem Zayn. – A to może nie ty tydzień temu stanąłeś przed lustrem i mówiłeś- tu zaczął naśladować chłopaka w tamtej sytuacji – „OMG to Louis Tomlinson – najfajniejszy chłopak na świecie”, albo „O matko, Louis, ale masz modną fryzurę!” – wszyscy, oprócz Marchewkowego oczywiście, zaczęli się śmiać.
- A potem wziąłeś – dodał Nialler – do ręki dezodorant i przeprowadziłeś wywiad ze swoim lustrzanym odbiciem.
- Pamiętam, pierwsze pytanie, jakie sobie zadałeś to : „Jak to jest być najseksowniejszym facetem show-biznesu?”
Chłopcom co i rusz przypominało się jakieś pytanie, czy odpowiedź z „wywiadu Lou z Lou”- jak to oni określili. Śmiechu było co niemiara, tylko Tommo nadal siedział ze skrzyżowanymi na klatce rękami i miną smutnego szczeniaczka.
- Bo mnie nikt nie kocha.... – dodał w końcu, tak cicho, że ledwo co usłyszałam.
- A miliony fanek na całym świecie?! – przerwałam śmiech i dałam chłopcom ręką znak, żeby i oni byli cicho.
- To nie to samo....
- Boże, Louis, one dałyby się zabić za jeden dzień z tobą. Uśmiechają się, kiedy widzą twoje zdjęcia. Są smutne, kiedy ty jesteś smutny. Razem z tobą wszystkim się cieszą i zawsze trzymają za Ciebie kciuki. Popłakałyby się, gdybyś do nich tweetnął, albo je follownął. Kochają Cię i nigdy nie przestaną! I ty jeszcze śmiesz narzekać?!?
- Ale ja doskonale o tym wiem i to doceniam, ale nie wiem czy ktokolwiek kocha mnie za to, jaki jestem, a nie kim jestem – widząc jego smutne oczy poczułam nieodpartą chęć przytulenia go.
- Oooooo, nasz malutki, biedny Lou – wyciągnęłam ramiona, a on chyba zrozumiał aluzję, bo wtulił się w mnie. – Nie martw się. Ja i chłopcy zawsze będziemy Cię kochać, prawda? – zwróciłam się do reszty zespołu, na co oni zgodnie pokiwali głowami.
~~
1. Najpierw Was bardzo przepraszam, bo miałam dodać już wczoraj, ale nie zdążyłam.
2. Bardzo się cieszę, bo przybywają nowi czytelnicy, których z uśmiechem witam na moim blogu.
3. WOW! Ponad 1000 wyświetleń. To znaczy dla mnie bardzo dużo. :)
4. Po bardzo trudnym okresie w moim życiu powoli pojawia się słońce.
5. Muszę się Wam pochwalić, bo JADĘ NA KONCERT 1D W BERLINIE! Strasznie się tym jaram!
6. Muszę się Wam pochwalić razy 2, bo dziś kupiłam gitarę i będę się uczyć (między innymi piosenek 1D).
7. Mam nadzieję, że podoba Wam sie rozdział.
Bardzo, bardzo i cały sercem Was Kocham. Wasza Lori <3

sobota, 27 października 2012

11 - Kobiecy instynkt.

*Oczami Lou*

Popatrzyłem na teraz już nieruchomą butelkę, której zakrętka wskazywała na Harrego. Gdy to zobaczyłem zaśmiałem się złowieszczo. On tylko patrzył na mnie z miną *ja się boję, co ty wymyślisz*.
- To co, pytanie czy zadanie?
Zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział.
- Ja się boję twoich zadań, więc pytanie.
- Hehehehehe. A myślałem, że Harry Styles niczego się nie boi. W takim razie... Z kim był twój pierwszy raz?
*Oczami Lauren*

Popatrzyłam wielkimi oczami na Lou, a potem zapytałam szeptem Zayna.
- To takie pytania można zadawać?
- Tak - zaśmiał się. - To i tak było jedno z normalniejszych.
Moje paczadła zrobiły się jeszcze większe.
- Z Caroline - odparł w końcu Hazz.
- To ty, już...no...ten...tego..no...wiesz? - zapytałam.
Pokiwał głową.
- A ty? - spojrzałam na Lou.
Też pokiwał.
- A ty? - teraz patrzyłam na Zayna.
Wykonał ten sam ruch.
- Matko jedyna! - prawie krzyknęłam.
- No co, a ty nie? - zapytał mnie Marchewkowy.
- Nie muszę odpowiadać - wystawiłam mu język.
- I tak się dowiemy!
- Zobaczymy, zobaczymy! No a ty, Niall?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- No, jeden normalny - przybiłam mu żółwika.
- A skąd wiesz, że on mówi prawdę - zaczął droczyć się ze mną mulat.
- Kobiecy instynkt.
- Taaaa..kobiecy instynkt - zakpił.
- Śmiesz wątpić?!
- Ej gołąbeczki, koniec tego flirtu, gramy! - przerwał nam nie kto inny jak Lou.
Przewróciłam oczami i skupiłam swój wzrok na butelce wprawionej w ruch przez Loczka.
*Oczami Zayna*

Butelka kręciła się kilkanaście sekund. W końcu zatrzymała się wskazując na blondyna.
- Niall - trzepnąłem go w ramię, kiedy minęło trochę czasu od zatrzymania się przedmiotu, a on nawet na to nie zwrócił uwagi i dalej objadał się chipsami.
- Co? - popatrzył na mnie zdezorientowany.
- No twoja kolej!
- Aaaaa - pokiwał ze zrozumieniem głową, a potem popatrzył na Harrego i jakby czytając jego myślach powiedział - zadanie.
- Pocałuj w policzek Zayna lub Lauren. Możesz wybrać.
Irlandczyk bez namysłu cmoknął dziewczynę uroczo się przy tym rumieniąc.
* Oczami Lauren*

- Eej, ja się focham - Zayn skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
Zaczęliśmy się śmiać, a chłopak nadal siedział z obrażoną miną. W końcu Niall się do niego przysunął i jemu też dał buziaka. Na twarzy ciemnookiego od razu zakwitł uśmiech.
- Jakie wariaty - jeszcze bardziej się śmiałam.
- To u nas normalne - powiedział Lou.
- No właśnie widzę.
W końcu zaczęliśmy dalej grać. Wypadło na Louisa.
- Zdecydowanie zadanie - odpowiedział na pytanie Niallera.
- Ok. W takim razie musisz pójść na dół do kuchni, wziąć marchewkę. Nie czekaj, może jednak łyżkę. Albo właściwie - chwilę się zastanowił - łyżkę i marchewkę i położyć je na szafce nocnej Liama - uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu.
- To żeś wymyślił - westchnął Lou podnosząc się z podłogi.
 *Oczami Harrego*

Wszyscy wstaliśmy z ziemi i na palcach udaliśmy się do kuchni. Nie zapalaliśmy światła, więc było bardzo ciemno. Schodziliśmy cicho się śmiejąc. Muszę przyznać, że takiego pomysłu to się po Niallu nie spodziewałem. Nagle usłyszałem straszny łomot, co wyrwało mnie z rozmyślań. No to po nas, przemknęło mi przez głowę. Zszedłem szybciej kilka ostatnich schodków. Już chciałem postawić stopę na ziemi, kiedy potknąłem się o coś i na kimś wylądowałem.
- Fuck Harry! - usłyszałem stłumiony głos Zayna.
A po chwili do moich uszu doleciał jeszcze cichszy i bardziej stłumiony głos Lauren.
- Fuck Harry! Fuck Zayn!
Co dziwne wydobywał się jakby spode mnie. Rozejrzałem się i zobaczyłem dwóch największych krejzoli w naszej bandzie (czytaj Lou i Niall) zatykających sobie usta rękami, aby nie było słychać ich śmiechu.
- Może byś do cholery ruszył dupę?! - jęknął mulat.
Popatrzyłem na czym , a raczej na kim leżę i zobaczyłem Bad Boy'a, a pod nim jeszcze jakieś ciało. Po długich włosach rozpoznałem, że to Lauren. Zacząłem się podnosić. Potem podałem koledze rękę, jednocześnie potrząsając włosami, które wpadały mi do oczu. Przyjął tę pomoc z wdzięcznością. Następnie wyciągnąłem dłoń do dziewczyny, która w dalszym ciągu leżała u podnóży schodów. Uśmiechnęła się po czym obciągnęła bluzkę, która zdążyła jej się podwinąć ukazując króciutkie shorty i podeszła do chłopaków.
- Czy Wam do reszty odjęło rozum? - zapytała z wyrzutem. Niall powoli przestawał się śmiać. Lou widząc groźną minę Lauren zresztą też. - Potykam się o te wasze buty - tu machnęła im przed nosami czerwonym vansem. - Wy się zaczynacie śmiać. Potem przewala się Zi - wy nadal rechoczecie zamiast nam pomóc. Potem ląduje na nas Hazz - mhhmmm, podoba mi się jak mówi "Hazz". - Wy umieracie ze śmiechu. Bo to takie śmieszne, że ha ha ha - powiedziała z ironią.
Lou, Niall, Zayn i ja patrzyliśmy na nią z bardzo różnymi wyrazami twarzy. Pierwszym dwóm oczy prawie wyszły z orbit. My natomiast stanęliśmy za dziewczyną i z udawaną powagą kiwaliśmy głowami jednocześnie powstrzymując wybuch chichotu. Lauren popatrzyła na nas szukając wsparcia, ale widząc nasze miny zaczęła się  śmiać. Chciała się powstrzymać i robić to ciszej, ale nie za bardzo jej to wychodziło. W końcu  przestała i , tym razem jak najciszej, udaliśmy się do kuchni. Wzięliśmy ten nieszczęsny widelec i warzywo, które było powodem naszej wyprawy.
*Oczami Lou*

Gdy tylko otworzyliśmy lodówkę oczy mi się zaświeciły. Marchewki, marchewki, marchewki!

~~
Przepraszam, że tak późno, al nie miałam w ogóle czasu na przepisanie tego na kompa i wrzucenie na bloga.
Zrobiłam porządek na blogu tj. pozamieniałam numery rozdziałów, bo zobaczyłam, że były źle.
Chciałam bardzo Wam podziękować za odpowiadanie na pytania w ankietach.
Ale "Massive Thank You" należy się Gabi, dzięki której zrozumiałam, że to, że po jakimś postem jest mniej komentarzy nie znaczy, że nikt mojego bloga nie czyta. Naprawdę Gabi dziękuję, twoja słowa mi pomogły.
Chciałam więc, wszystkich, absolutnie wszystkich zaprosić na jej bloga: http://mydirtyglam.blogspot.com/ . Jest to blog o modzie, którą również i ja się interesuje, o modzie inaczej. Ale w bardzo pozytywny sposób inaczej.
Tak więc ostatnie pytanko : jak podoba Wam się nowy rozdział i jak sądzicie, co wydarzy się dalej? Wasza Lori :)