Sama nie wiem, od czego zacząć...
Chcę Was na początek przeprosić, za moje zniknięcie - brak czasu, może za mało wysiłku.
I przez długi czas próbowałam sobie wmówić, że znajdę czas na bloga, że się pozbieram i wyjdzie świetna historia. Ale prawda jest taka, że po prostu czar prysnął,a ja za późno zdałam sobie z tego sprawę. Nie mieliście nigdy w życiu tak, że , nie czuliście "tego czegoś" chociaż bardzo chcieliście? Ja właśnie tak mam.
Wiem, że Was zawiodłam.
Jeszcze raz przepraszam.
A teraz...
Chciałabym z całego serca podziękować Wam za miłe słowa, wiarę we mnie, wsparcie i przede wszystkim za to, że poświęcaliście swój czas, aby czytać te moje wypociny.
Jestem naprawdę wdzięczna! Nawet nie wiecie, ile razy sprawiałyście, że się uśmiechałam :).
D Z I Ę K U JĘ W A M Z C A Ł E G O S E R CA!
Wasza Princess <3 :)
PS. Chciałabym jeszcze napisać specjalne podziękowania dla mojej Fanki Numer Jeden, która była ze mną od początku. Jeżeli to czytasz, to chciałabym, żebyś wiedziała, jak bardzo wdzięczna jestem za twoje wsparcie. Dziękuję <3
czwartek, 30 maja 2013
czwartek, 14 lutego 2013
15 część 1 - Ręcznik
UWAGA!
Wstać! Nie wstać! Wstać! Nie wstać! Taki właśnie idiotyczny spór toczył się w mojej głowie od kilkudziesięciu sekund.
Zanim przeczytacie roździał wejdźcie w zakładkę "Bohaterowie" (znajduje się u góry) i zapoznajcie się z nowymi opisami chłopców i Lauren oraz z ich zdjęciami!
~~~
28 czerwca 2012 roku, Londyn, Wielka
Brytania
*Oczami Lauren*
Obudził mnie
chłodny powiew porannego wietrzyku. Przetarłam zaspane, oślepiane Słońcem
oczy. Nadal znajdowałam się na kolanach
Harry’ego, który spokojnie spał. Zaciągnęłam się orzeźwiającym powietrzem i
poprawiłam okrywające nas kołdry. Zimno załaskotało mnie w krtań.
Było dość
wcześnie, ale i tak do moich uszu dobiegał gwar ulicy. Tak to jest to, co lubię. Duże, światowej sławy miasta. Pełne
sklepów, kin, teatrów i setek restauracji i kawiarenek, a jednak można w nich
znaleźć ciche, spokojne przepełnione typowo wiejską, czy jak ktoś woli
podmiejską, atmosferą zakątki. Czy to parki, czy po prostu takie jak ten, zwykłe
ogrody.Wstać! Nie wstać! Wstać! Nie wstać! Taki właśnie idiotyczny spór toczył się w mojej głowie od kilkudziesięciu sekund.
- Na pewno
wszyscy już wystali – zaczął głosik schowany gdzieś w zakamarkach mojego mózgu
opowiadający się za pierwszą opcją. – Wyjdziesz na lenia!
- Jakiego
lenia? – powiedział, o ile w ogóle można to tak nazwać, drugi bardziej
podenerwowanych głos. – Dziewczyna ma przecież wakacje, do ciężkiej cholery! Daj
jej wypocząć!
Matko! Ja chyba naprawdę potrzebuję
snu! Słyszę głosy, a
to nawet jakbym była w Hogwarcie, to nie byłoby normalne!!
Jakiś czas później, tego samego dnia
Kolejny raz
tego dnia obudziły mnie jakieś głośne dźwięki. Po uważniejszym wsłuchaniu się w
nie rozpoznałam odgłosy kłócących się ludzi. Dziwne.
Towarzysz
moich nocnych rozmów pod gołym niebem też już się obudził i teraz zawzięcie
drapał się po ramieniu.
- Wyspałeś
się?
- Raczej
taaak – ziewnął. – A ty?
- Też.
Wyciągnęłam
przed siebie ręce, próbując rozprostować je po nocy. Coś w moich łokciach,
jakby na znak protestu, pyknęło.
Obejrzałam się za siebie, bo wydawało mi się,
że stamtąd dochodzą głosy zdenerwowanych ludzi. Nie myliłam się. W moim pokoju
stali Louis i Liam zawzięcie o czymś rozmawiając. A raczej tylko Li czymś się
bulwersował, a ten drugi ledwo co trzymając się na nogach co i rusz wzruszał
ramionami robiąc przy tym dziwną minę. Jakby „daj mi człowieku spokój” z
domieszką niewyspania i zagubienia. Na łóżku natomiast leżał ktoś, kogo nie
byłam w stanie rozpoznać, gdyż był zakryty kołdrą, spod której wystawały tylko
stopy.
- Boże,
czemu oni tak krzyczą?! – Harry najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że nie
dano mu dłużej pospać, chociaż (jak sam twierdził) się wyspał.
Zignorowałam
go, próbując dosłyszeć rozmowę prowadzoną w domu.
- Jak to
„nie wiesz, gdzie ona jest”? – zdenerwowany Liam wymachiwał rękami.
- No po prostu.
Co ja, wróżka jestem?! – Lou za to w ogóle nie był zaniepokojony zniknięciem
tajemniczej dziewczyny, kim kolwiek by ona miała być.
- Siedzieliście
tu wczoraj wieczorem wszyscy razem, a potem... – mój kuzyn czekał chyba na to,
że jego kumpel uzupełni jego wypowiedź.
Aaaa, czyli
to o mnie chodziło. Ale przecież ja jestem tutaj!
- Wcale tu
nie siedzieliśmy – zaprotestował Lou, ale nie włożył w to dostatecznie dużo
energii, więc nie zabrzmiało to wiarygodnie.
- Przestań
się wykręcać Lou!
Li, wyluzuj - pomyślałam.
- CISZEJ!! –
dosyć głośny pomruk niezadowolenia wydobył się spod kołdry.
- Niall,
wstawaj! – rozkaz padł oczywiście z ust tego bardziej rozbudzonego członka
konwersacji.
Aha, czyli
to Horan zalegał na m o i m wyrku.
- Cholery
można z Wami dostać!! - wstał z łóżka i nadal owinięty kołdrą wyszedł z pokoju
po drodze potykając się o coś, czego nie widziałam, bo zasłaniał mi Liam i
obdarzając pozostałą dwójkę środkowym palcem.
Lubię go!
- Louis.
Gdzie. Do. Kurwy. Nędzy. Jest. Lauren?!?!
- Skąd ja
mam widzieć!?!
Podszedł do
miejsca, w którym wczoraj w nocy spało 3/5 One Direction, wziął jedną z kołder
oraz poduszkę i wyszedł z pokoju na odchodne odwracając się jeszcze do
zaskoczonego takim obrotem sprawy bruneta i mówiąc :
- Pewnie
jest gdzieś z Harrym, bo jakbyś nie zauważył, to jego też nie ma!
Liam
popatrzył jeszcze za nim chwilę, po czym klapnął na łóżku i zaczął masować
sobie skronie.
- A przecież
im mówiłem...Prosiłem...Tłumaczyłem...Cholerny Styles...A pieprzcie się
wszyscy! – i w tym momencie popatrzył na szklane drzwi prowadzące na balkon i
zobaczył mnie uśmiechającą się do niego szeroko w ramionach równie zadowolonego
Hazzy. Oboje do niego machaliśmy.
A on?
Najpierw zrobił facepalm’a, pokazał nam język, a potem fuck’a i na koniec
głośno się śmiejąc wyszedł z sypialni.
Zanim się wyszykowaliśmy i zjedliśmy śniadanie zrobiło się
grubo po dwunastej. Ja i Nialler wybraliśmy się na wcześniej już umówioną
„wycieczkę zapoznawczą” po Londynie. Pogoda sprzyjała, dlatego nic nie stało na
przeszkodzie, żebyśmy jako pierwszy punkt wybrali lodziarnię. No prawie nic.
Podczas całego spaceru kręcili się wokół nas paparazzi i Directionerki, a
nawet wdziałam dwie około sześćdziesięcioletnie kobiety kręcące nas telefonami.
Na szczęście (dla nas, a nieszczęście dla fanek) towarzyszył nam Thomas, jeden
z ochroniarzy chłopców. (A mają ich trzech : Tom’a, który aktualnie przebywał z
nami; Michael’a, który towarzyszy chłopcom (razem z Tom’em), gdy wychodzili
gdzieś w więcej niż jedną osobę oraz Ben’a, którego zadaniem jest strzeżenie
willi chłopców.)
Z Niallerem spędziłam świetne popołudnie. Dużo, bardzo dużo
się śmialiśmy. Pokazał mi dokładnie, co gdzie jest, jak tam dojść, albo w
innych przypadkach dojechać. Okazało się, że mamy dużo wspólnego. Chłopak
obiecał, że jak tylko będzie miał chwilę, to pokaże mi kilka akordów na gitarę.
Od dawna już chciałam się nauczyć grać, ale jakoś nigdy nie było okazji. A
teraz będę mieszkała ze świetnym gitarzystą pod jednym dachem. No i nade
wszystko uwielbiam jego irlandzki akcent. Nadaje mu tak dużo uroku i
niepowtarzalności.
Czy oni wszyscy mają takie cudowne głosy?!
Nie to, żeby to było źle, ale to jest po prostu niesamowite i
niespotykane.
Około 18 tego samego
dnia
Liam jakąś godzinę temu wyjechał do swojej dziewczyny,
przedtem upewniając się jakieś sto razy, że na imprezie będą z nami Tom i
Michael, pytając mnie, czy aby na pewno chcę zostać z chłopcami na całą noc (bo
jak sam powiedział, zobaczymy się dopiero następnego dnia po południu) i
ostrzegając, że jeżeli coś mi się stanie, to wszystkich nas pozabija.
Swoją drogą to bardzo miło z jego strony, że tak się o mnie
troszczy. Świetne uczucie – wiedzieć, że dla kogoś nie jesteś obojętna.
- To co, tam gdzie zawsze? – zapytał Zayn.
- Zdecydowanie tak! – odparł Louis, a potem wszyscy jak na
komendę poszli do swoich pokoi bez słówka wyjaśnienia w moją stronę.
Po spokojnym wypiciu szklanki soku winogronowego postanowiłam
pójść przygotować się do wyjścia. Swoją drogą, ciekawe czy reszta pamięta o
naszym wyjściu, bo jak na razie, to się zmyli i nie ma po nich śladu.
Strumień ciepłej wody polał się po moich plecach zmywając z
nich drobinki miejskiego piasku i kurzu. Dokładnie wymyłam się moim ulubionym –
przywiezionym z Polski – malinowo – żurawinowym żelem. Potem umyłam dwa razy
włosy. Raz szamponem i raz odżywką.
Wytarłam się i owinięta ręcznikiem rozczesałam włosy i
wysmarowałam się cała balsamem do ciała,a ściśle rzecz biorąc, to jego
końcówką. Potem opakowanie wylądowało w koszu na śmieci.
Coś teraz powinnam zrobić, tylko co? Za grosz nie mogła sobie
przypomnieć, choć miałam dziwne przeczucie, że wiem jaki powinien być następny
krok moich przygotowań? Malowanie? Nie, to zdecydowanie później. Ubieranie? No
właśnie też nie, coś jeszcze jest przed tym. Mycie zębów? Nie, to razem z malowaniem.
Oo! Już wiem! Suszenie włosów!
Trzy razy przeszukałam kosmetyczkę i jeszcze więcej razy
walizkę, ale nigdzie nie widziałam suszarki. Im bardziej szukałam, tym bardziej
jej nie było. Niedobrze. To znaczy, że nie wzięłam jej z domu.
Bardzo, uwierzcie mi, bardzo skrępowana, bo przecież byłam w
samym ręczniku, a szlafroka nie posiadałam, udałam się do pokoju Harry’ego.
Uznałam, że pewnie, jako posiadacz tak bujnej czupryny na pewno ma szukany
przeze mnie przedmiot.
Popchnęłam delikatnie uchylone drzwi. Widok, który tam
zastałam zdumiał mnie, rozbawił i tak zawstydził za razem, że jęknęłam tylko
krótkie „Oh!” i pośpiesznie zamknęłam drzwi.
Cholera!
Kto normalny zostawia otwarte drzwi, kiedy nago wygląda sobie
przez okno?! Kto w ogóle nago wygląda przez okno?!
- Możesz już wejść – usłyszałam z pokoju.
Na wszelki wypadek zamknęłam oczy i po omacku nacisnęłam
klamkę. Czy Styles był już ubrany, czy nie – tego nie wiedziałam, ale dla
swojego własnego zdrowia psychicznego postanowiłam nie otwierać oczu. Kto wie, co
mogłoby się wydarzyć, zważając na to, że ja byłam tylko w ręczniku, a on w
najlepszym przypadku w samych slipkach.
If you know what I mean...
Czy ja naprawdę o t y
m z n i m pomyślałam?!
- Chciałaś o coś spytać? – mimo, że go nie widziałam to czułam,
po prostu czułam, jaki jest rozbawiony wydarzeniem sprzed chwili. – Masz zamiar
tak iść na imprezę? Wiesz, ja nie mam nic przeciwko.
Czy on właśnie okrężną drogą stwierdził, że ładnie wyglądam?
Czy ja właśnie się zarumieniłam?
- O suszarkę – próbowałam puścić jego ostatnie zdanie w
niepamięć, chociaż sama do końca nie wiem, dlaczego.
- Co „suszarkę”?
Boże, a co, jeżeli on nadal jest bez niczego?
Nie, to nie ma prawa bytu. Nie tutaj. Nie teraz.
- No... Czy masz suszarkę?
Usłyszałam trzy kroki, otwierane drzwi, jakiś szmer, a potem
zamykanie drzwi.
Ciepła ręka ujęła moją prawą dłoń od dołu. Poczułam na niej
ciężar. Pewnie suszarka.
*Oczami Harry’ego*
Stała tam. Sama. Tylko w ręczniku. Z zamkniętymi oczami.
Mokre włosy rozlewały się po jej zakrytych piersiach.
Wyglądała niczym grecka bogini. Szczupła, z wysportowaną sylwetką, prawie naga.
Palcami u stóp badała miękką powierzchnię czerwonego dywanu.
Ręcznik sięgał do jednej trzeciej uda, niżej były już tylko
jej nogi. Długie i szczupłe, ale z widocznie zarysowanymi mięśniami. Nie szpecił
ich ani jeden strupek, ani jedna blizna, czy siniak.
Stała z zamkniętymi oczami. Chociaż nie widać było jej przenikliwych
i magicznych niebieskich tęczówek była piękna, nad wyraz piękna. Na policzkach
malowały się jej dwa różowe kółeczka – rumieńce. Pełne usta układały się w
uroczy uśmiech zawstydzenia. Jednak można w nim było zobaczyć też odrobinę
rozbawienia i dużo bardzo pociągającej niewinności.
Była seksowna. Bardzo seksowna.
Bardziej seksowna niż jakakolwiek inna kobieta, którą
widziałem, a trochę ich już było.
Bardziej seksowna niż wszystkie kobiety z jakim się kochałem
razem wzięte.
Bardziej seksowna od nagich modelek wypinających się na
zdjęciach w męskich magazynach.
Była bardziej seksowna od nich wszystkich, bo oprócz
podniecającej kobiety było w niej też niewinne i bezbronne dziecko.
Chciałem być teraz z nią. I nie myślę tu tylko o seksie, ale
o trzymaniu jej w swoich ramionach i całowaniu czubka jej mokrej głowy.
Obudził się w mnie mężczyzna, jakiego wcześniej nie znałem.
Chciał być dla Lauren kimś więcej.
Kimś więcej, niż znajomym. Kimś więcej, niż Harry’m Styles’em.
Kim więcej, niż członkiem One Direction. Kimś więcej, niż kumpel jej kuzyna.
Kimś więcej, niż kolejnym chłopakiem, któremu się podoba. Kimś więcej, niż...
Kimś więcej, niż...nikim.
I, co najbardziej zdumiewające, ten
mężczyzna w jednej chwili stał się moim najlepszym przyjacielem. Nie, więcej...
On stał się MNĄ!
Jej ciało nie narzucało mi się, tylko jakby pytało, czy
jestem w stanie się nią zaopiekować? Czy jestem w stanie ją chronić? Czy jestem
w stanie być dla niej wsparciem?
No właśnie, czy jestem w stanie?
~~~
Wiem, jak długo mnie nie było i jak bardzo to jest denerwujące, kiedy nic się nie pojawia na blogu przez tak długi okres. Wiem i PRZEPRASZAM WAS BARDZO!!
Ale teraz o czymś wesołym.
Po pierwsze : nie wiem, dlaczego, ale ten rozdział bardzo mi się podoba i jestem z niego dumna.
Po drugie : prawie całkowicie zmieniłam opisy bohaterów, dodałam ich zdjęcia i zrobiłam dla nich specjalną zakładkę.
Po trzecie : będzie część druga rozdziału 15. W trakcie pisania tak się zadziało, że po prostu wiedziałam, że muszę w tym momencie zakończyć tę część, a ponieważ postanowiłam nie pisać takich krótkich rozdziałó, bo to nie ma sensu, to dodam część drugą tak szybko, jak tylko będę mogła.
Po czwarte : od teraz w postach będą się pojawiać zdjęcia, filmiki i gify.
Po piąte : imię Louis czyta się [lui] - bez "s" na końcu. W tym roździale jest już to wprowadzone, w wolnej chwili poprawię w poprzednich.
Po szóste : bardzo dziękuję Wam za udział w ankiecie i miłe komentarze! To bardzo motywuje i sprawia, że się cieszę.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy!
Do następnej części roździału 15 (nie będę mówiła kiedy, bo potem mi się nie uda napisać w tym termini i będzie głupio)!
Princess (jeśli nie zauważyliście, to tak się teraz nazywam :D).
#massivethankyou #seeusoon #lotsoflove
piątek, 28 grudnia 2012
14 - Edward, chata i X-Factor
*Oczami Lauren*
- Ja nie chcę spać z brzegu –
powiedział smutno Irlandczyk.
- To chodź tutaj, położysz się koło
mnie – powiedziałam.
Chłopak z trudem wstał i depcząc po
wszystkich doszedł do mnie. Jeszcze więcej kłopotów przyspożyło mu ułożenie się
pomiędzy mną, a Lou. Najpierw prawie upadł na Harrego, potem nadepnął mi na
nogę, co nie powiem – bolało, ale w końcu jakoś mu się udało. Kiedy już
wreszcie leżał, przytulił się do mnie i położył mi głowę na klatce piersiowej,
ale nie były to żadne próby flirtu.
- Jak Niall kogoś przytula to znaczy,
że mu ufa i go lubi – szepnął Harry. – Powinnaś czuć się zaszczycona –
próbowałam doszukać w jego głosie jakiejś ironii , czy kpiny, ale bynajmniej
takowych nie wychwyciłam.
Nic nie odpowiedziałam. Miarowy oddech
Niall powoli mnie usypiał. Rozluźniłam się, ziewnęłam i oparłam wygodnie głowę
na poduszce.
Zawsze, kiedy zasypiałam czy to w
Polsce, czy w jakim kolwiek innym kraju wyobrażałam sobie różne rzeczy. Czasami
dotyczyły mnie samej, czasami po prostu „pisałam” sobie w głowie opowiadania.
Bardzo to lubiłam, byłam wręcz od tego w pewien sposób uzależniona. Tak też
zrobiłam i tym razem – pomyślałam sobie, że chciałaby pojechać do Chin,
zobaczyć jakie to „te Chiny” są. No i jeszcze znowu do Paryża – cudowne miasto,
byłam już tam chyba dwa razy, ale ciągle mi mało...
Zegar zadźwięczał po raz dziewiąty. Edward
drgnął.
- Nie! – krzyknęłam. – Edward, otwórz oczy!
Spójrz na mnie!
Nie słuchał mnie albo nie słyszał. Uśmiechając
się delikatnie, uniósł powoli stopę. Wiedział doskonale, że jeden duży krok
starczy, by znaleźć się na słońcu.
Skoczyłam na niego jak tygrysica. Zderzyliśmy
się. Był twardy jak marmur. Gdyby mnie nie złapał i nie przytrzymał, jak nic
bym się przewróciła. I tak zabolało.*
-Shhh, spokojnie. Uspokój się – głos
był cichy, miękki (o ile w ogóle można mówić o takiej cesze głosu) i słychać w
nim było bardzo, ale to naprawdę bardzo podniecającą chrypkę. – Wszystko jest
dobrze, jestem tutaj.
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na Harrym,
objęta jego ramionami i cała się trzęsłam.
- Hazz? – nie bardzo jeszcze
wiedziałam, co się dzieje. – Co się stało?
- Nie jestem pewien, ale chyba coś Ci
się przyśniło, bo nagle zaczęłaś mną potrząsać, potem się do mnie przytuliłaś i
cały czas krzyczałaś coś o jakimś Edwardzie. Aż dziwne, że nikt się nie obudził
– było ciemno, ale wyraźnie zauważyłam na jego twarzy kontur uśmiechu. – Kto to
w ogóle jest?
- Kto? Edward? – ciarki nie ustawały.
- No. Jakiś twój chłopak, czy coś?
- Nie, nie. Edward Cullen z sagi
„Zmierzch” - chyba mi się śnił – sprostowałam.
Westchnął. Jego klatka piersiowa
unosiła się systematycznie w górę i w dół, a ja razem z nią. Powoli się
uspokajałam.
- Już dobrze? – zapytał zatroskany.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Pewnie chce mi tym pytaniem dyskretnie
uświadomić, że skoro już się pozbierałam do kupy to powinna z niego zejść, pomyślałam.
Sęk w tym, że ja nie mam na to najmniejszej ochoty. Może jak powiem „nie” to mnie nie zostawi, ale jednak to jest kłamstwo.
Małe, bo małe, ale kłamstwo. Ja już sama nie wiem...
- Tak, lepiej..
Czekałam, ale żaden z ruchów, których
się wcześniej obawiałam nie nastąpił. Moje napięte przedtem mięśnie od razu się
rozluźniły.
- A właściwie, to jak to jest z tym
twoim – zawahał się. – No wiesz, z tym twoim pierwszym..no...ten...razem? Był
już?
- A co ty taki ciekawski? –
zmierzwiłam mu włosy. – Chyba nie powinnam Ci mówić.
- A to czemu? – delikatnie zaczął
głaskać moje włosy.
- Takich rzeczy chyba nie mówi się
nowo poznanym osobom, a co dopiero facetom. A już na pewno nie takim napaleńcom,
jak Wy. To naprawdę nie jest normalne.
- Czy właśnie próbujesz mi wmówić, że
po pierwsze jestem jakimś zboczeńcem i po drugie, że jesteś normalna? – zrobił
bardzo śmieszną minę, przynajmniej na taką wyglądała w tych ciemnościach,
dlatego nie mogła się powstrzymać i się roześmiałam.
- Cicho! – mruknął Zayn przekręcając
się na drugi bok. – Ja tu próbuję spać!
- Sorry – szepnęłam. – Chodź,
usiądziemy sobie na balkonie – zwróciłam się do Harrego, jednocześnie
nieudolnie próbując z niego wstać, wziąć kołdrę i wynieść się na zewnątrz. Jemu
też nie wychodziło to najlepiej.
Mój balkon, zresztą tak jak wszystkie
pozostałe, wychodził na basen tej wielkiej posiadłości, więc nie musieliśmy się
obawiać, że zobaczą nas czyhający przed posiadłością (nawet w środku nocy)
paparazzi. Usiedliśmy na ustawionych naprzeciwko siebie plastykowych
krzesełkach i otuleni kołdrami wpatrywaliśmy się się w niebo. Było naprawdę
piękne. Ciemne, usiane miliardami malutkich, złotych gwiazdek, które układały
się w liczne gwiazdozbiory. Wszystko to w połączeniu ze skąpanym w świetle
Księżyca ogrodem tworzyło bajkowo – romantyczną atmosferę.
- Pięknie tu, prawda? – przerwał
ciszę, która swoją drogą nie była wcale tą niezręczną i ciążącą wszystkim ciszą,
lecz tą jej przyjemniejszą wersją, Harry.
- Mhmm – oderwałam wzrok od
nieboskłonu i popatrzyłam na towarzysza, ale on nadal z rozmarzonym wyrazem
twarzy wpatrywał się w migoczące ciała niebieskie. – Długo już tu mieszkacie?
- Trochę mniej niż rok... – uśmiechał
się. – Po X-Factorze każdy z nas mieszkał jeszcze w rodzinnych miastach, ale
było to bardzo kłopotliwe. Wiesz, trudno codziennie jeździć w tę i spowrotem,
szczególnie, że nie wszyscy mamy prawka. Dlatego kupiliśmy tę chatę.
- Chatę? Nie uważasz, że to słowo nie
do końca oddaje panujące tu warunki? – przejechałam wzrokiem po posiadłości. –
Macie tu niezłe luksusy.
- Co prawda, to prawda – w końcu na
mnie spojrzał. – Podoba Ci się?
- Czy ja wiem... Sama na pewno nie
mogłabym tu mieszkać, czułabym się strasznie samotna. Ale z Wami jest świetnie.
Musicie pewnie nieźle za to płacić.
- Nie chcę się przechwalać, ale
jesteśmy światowej sławy gwiazdami, stać nas na takie rzeczy.
- Jak dajesz sobie z tym radę? – znowu
zapatrzyłam się w nicość nad nami. Zdawałam sobie sprawę jak bardzo dzielni są,
jak wiele poświęcili, jak wiele oddali. Wybrali pracę, z której nie mogą się
„zwolnić” już do końca życia. Już zawsze będą tym, czy tamtym z One Direction.
Każdy ich krok, każde słowo jest śledzone przez miliony ludzi, którzy tylko
czekają na ich potknięcie, jeden zły ruch. Zgodzili się na to wszystko, żeby
spełniać swoje marzenia, żeby robić to, o czym zawsze marzyli.
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Nie do końca – niechcący nerwowo się
zaśmiałam. – Możesz powtórzyć, poproszę?
- Wiesz, jeszcze nie do końca
przywykliśmy do tego zamieszania wokół nas. Nie tak łatwo jest przyzwyczaić się
do tego, że każdy chce się z tobą zobaczyć, porozmawiać, zrobić zdjęcie.
Większość wymaga od nas, żebyśmy byli zawsze w dobrych humorach, żebyśmy
poświęcali im uwagę. Zwłaszcza dziennikarze. Z nimi jest jakaś masakra! Włażą
nam na głowy non stop. Nie obchodzi ich nasza prywatność – westchnął. - Chcą
tylko sensacji. Czego byśmy nie zrobili dopisują do tego swoje historyjki..
- Bardzo Ci współczuję... Może nie
zabrzmi to wiarygodnie, ale myślę, że rozumiem, co czujesz.
Chłopak poklepał ręką swoje uda.
Wstałam i na palcach, bo płytki były przeraźliwie zimne, do niego podeszłam.
Odsunął kołdrę z nóg i pomógł mi się wygodnie usadowić. Potem siedzieliśmy już
tylko otuleni dwoma kołdrami delikatnie się kołysząc i znowu podziwiając niebo.
Było cudownie....
- Chyba powinnaś się przespać –
powiedział prosto do mojego ucha Harry tak, że przeszedł mnie miły dreszczyk. –
Liam wszystkich nas jutro zabije, więc lepiej, żebyś miała siłę się z tym
zmierzyć.
Zaśmiałam się.
- Ale mi tak jest dobrze. Nie chcę się
ruszać. Poza tym, co z tobą?
- A kto powiedział, że nie możesz tu
spać? – uśmiechnął się łobuzersko.
- A mogę?
- Jeżeli tylko masz taką ochotę i nie jest
Ci za zimno to jasne, że tak.
- Mhmmm...Fajnie – pocałowałam go w
policzek. – Ale musisz mi coś zaśpiewać, bo inaczej nie zasnę – zrobiłam minkę
smutnego dziecka.
- Masz jakieś konkretne życzenie?
- Nie. Na tym polu zostawię Ci wolną
rękę.
Chwilę się namyślał, a potem zaczął
śpiewać cicho do mojego ucha. Muszę przyznać, że jego głos był fenomenalny.
Chyba najcudowniejsza była ta chrypka. Powoli, bardzo powoli odpływałam.....
I've tried playing it
cool
But, when I'm looking at you
I can't ever be brave
Cause you make my heart race
But, when I'm looking at you
I can't ever be brave
Cause you make my heart race
Shot me out of the sky
You're my kryptonite
You keep making me weak
Yeah, frozen and can't breathe.**
You're my kryptonite
You keep making me weak
Yeah, frozen and can't breathe.**
~~
* - Fragment książki "Księżyc w nowiu" Stephenie Meyer.
** - Fragment piosenki One Direction "One Thing"
Zacznę od przeproszenie Was za moją nieobecność. Uwierzcie mi, wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju. Ale zostawmy przeszłość.
Drugą rzeczą, jaką chciałabym zrobić to podziękowanie Wam za komentarze, odwiedzanie mojego bloga i dodawanie się do obserwatorów. Przechodzę teraz bardzo trudny okres w życiu, a Wy i ten blog dajecie mi niesamowicie dużo radości. Świadomość, że ktoś chce czytać twoją twórczość jest najlepszym prezentem dla każdego autora. Dlatego jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ! <3
Trzecia rzecz to życzenia. Życzę Wam przede wszystkim dużo szczęścia i zadowolenia z życia. Abyście miały/mieli kogoś lub coś z powodu, którego będziecie budzić się i mówi "Życie jest piękne!". Kogoś, kto będzie Was napędzał do działania. Oddanych przyjaciół i spełnienia marzeń i, żebyście zawsze wierzyły/wierzyli, że one się spełnią.
Mam nadzieję, żę rozdział się spodobał i choć trochę wynagrodził Wam moją nieobecność.
Do następnego, wasza Lori <3
PS. Jak święta, co "przyniósł Mikołaj"? :D
piątek, 23 listopada 2012
13 - Małpy z buszu.
*Oczami Zayna*
- Oooo,
nasz malutki, biedny Lou – powiedziała i już po chwili tuliła się z Louisem. –
Nie martw się. Ja i chłopcy zawsze będziemy Cię kochać, prawda? – patrzyła na
nas czekając na potwierdzenie wypowiedzianych wcześniej słów. Pokiwaliśmy
głowami.
- Że
chłopcy, to wiem, ale Ty? Kochasz mnie? – patrzył w jej śliczne tęczówki,
jednocześnie obejmując ramionami. Nie powiem, że nie chciałbym być na jego miejscu, bo bym skłamał.
- No
jasne, że tak. A co ty, głuptasie myślałeś? – po pokoju rozszedł się jej
dźwięczny śmiech. – Zresztą Was wszystkich pokochałam, od razu, kiedy się
poznaliśmy. Chodźcie, będzie zbiorowy miś.
Harry i
Niall szybko wstali i dołączyli do przytulających się. Nie zdawałem sobie z
tego sprawy, ale zamiast zrobić dokładnie to samo siedziałem patrząc na Lauren
obściskującą się z moimi kumplami.
Zabrzmiało, jakbym był zazdrosny? To dobrze, bo tak właśnie miało
zabrzmieć. Sam nie wiem właściwie czemu, ale na ich widok to uczucie naprawdę
się we mnie rozpaliło. Zayn, do cholery – mówiłem sobie – ona nie jest twoją
dziewczyną, zresztą znasz ją 2 czy 3
dni!
Naprawdę
próbowałem się ogarnąć, ale chyba nie najlepiej mi to szło, bo dziwne uczucie w
sercu nadal się paliło.
- Hej, Zi
– mmmmhhmm, nie wiem, skąd wytrzasnęła to zdrobnienie, ale je uwielbiam– ty już
nie należysz do zespołu?
- Yyy? –
mój umysł nadal był nastawiony na podziwianie Lauren, więc nie do końca
zrozumiałem.
Nie
odpowiedziała, tylko króciutko się roześmiała, a jej oczy rozbłysły, jakby
właśnie wpadła na jakiś pomysł. Z tym samym uwodzicielskim, uroczym i
jednocześnie zadziornym uśmiechem zaczęła szeptać coś do chłopców co chwile
przelotnie na mnie spoglądając. Wyglądało na to, że oni nie do końca na początku
łapali co im tłumaczy, ale po chwili zrozumieli. Dziewczyna jeszcze przez parę
sekund coś tam im po cichutku objaśniała, potem uniosła w gorę trzy palce.
Potem otworzyła z nich znak „pokoju”, czy też ‘zwycięstwa” – jak kto woli. Po
sekundzie został już tylko jeden palec. Wtedy z prędkością godną światła
poderwała się i rzuciła na mnie, tym samym powodując nasz upadek na puchowy
dywan leżący w pobliżu jej łóżka.
Za chwilę
do tak zwanej „kanapki” dołączyła się reszt zgrai. Czułem się tak, jakby
leżała na mnie co najmniej hipopotam. No, ale nie będę narzekał, bo moją twarz i
szyję delikatnie muskały włosy Lauren. Dziewczyna pochylił się tak, abym dobrze
słyszał to, co chciała mi powiedzieć, pośród krzyków reszty. Tak swoją drogą,
to czy oni nie rozumieją, że jak będą się tak wydzierać to zaraz obudzi się
Liam i będziemy mieli problemy, no ja się pytam?!
- Znowu w
takiej sytuacji....no wiesz jakiej... – delikatnie się uśmiechała, a jej
policzki się zaróżowiły.
- A
przeszkadza Ci to?
Chyba
chciała coś na to odpowiedzieć, ale po chwili milczenia i nasłuchiwania zaczęła
się wiercić, jakby chciała wstać, co muszę powiedzieć nie było przyjemne dla
mojego ciała.
- Szybko
wstawajcie, Liam się obudził – na jej twarzy widać było pomieszane uczucie
zdenerwowania, rozbawienia i zakłopotania, jakby była małym dzieckiem, które
zaraz miało być przyłapane przez rodziców na jakiejś niedozwolonej dla jego
wieku rozrywce.
- Ale..jak
to? Przecież on... znaczy my..no bo przecież – zaczął coś bełkotać jak zawsze
„najlepiej” zorientowany blondyn, ale nie dane mu było skończyć i tak
nie za bardzo treściwej wypowiedzi, bo Lauren zaczęła nas wpychać do łazienki
jednocześnie mówiąc podenerwowanym głosem :
- To nie
ja się darłam jak małpa z buszu. Wchodźcie tu i ani mi się ważcie odzywać!
- A
oddychać możemy? – Lou oczywiście musiał wykorzystać okazję i zażartować.
Jednak
dziewczyna tylko zmroziła go wzrokiem i zamknęła za nami drzwi.
Nie wiem
co dokładnie robiła przez te 30 sekund po zamknięciu drzwi, ale dźwięki
dobiegające z pokoju świadczyły o tym, że najprawdopodobniej wskoczyła od razu
po kołdrę.
Na Li nie
musieliśmy długo czekać. Kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi zastanawiałem
się czy Lauren sprzątnęła kilka butelek, paczek po chipsach i miskę z żelkami,
które walały się po podłodze. Modliłem się, żeby to zrobiła, bo inaczej
ukrywanie się i udawanie na nic.
Po chwili
klamka znów wydała charakterystyczny dźwięk. Odczekaliśmy jeszcze chwile po
czym po cichutku wydostaliśmy się z naszego „więzienia”. Od razu popatrzyłem na
miejsce, w którym wcześniej graliśmy. Niedobrze, bardzo niedobrze. Wszystkie
nasze „śmieci” były w dokładnie tym samym miejscu, co przedtem. Lauren
natomiast leżała na łóżku, z twarzą ukrytą w poduszce, a jej ciałem co chwilę wstrząsał
jakby dreszcz. Pomyślałem, że płacze, dlatego do niej podszedłem i delikatnie
dotknąłem jej ramienia.
- Ej, coś
się stało?
Ona
podniosła głowę i zobaczyłem dokładnie przeciwność tego, czego się
spodziewałem. Na jej twarzy widniał
szeroki uśmiech, policzki i czoło były czerwone, a „dreszcze” okazały się nie
czym innym jak tylko kolejnymi falami śmiechu.
- Było
blisko – nadal nie mogła przestać się śmiać. – No dobra, teraz idziemy spać,
jest już – tu spojrzała na zegarek -
3.27. Dobranoc.
Wykonała
ruch ręką oznajmiający, że mamy sobie iść, ale Niall albo tego nie zauważył,
albo postanowił to zignorować, bo wpakował się jej na łózko i zaczął układać
się po kołdrą.
- Niall,
wywalaj z mojego wyrka!
- Czy ty
sądziłaś, że tak po prostu sobie pójdziemy – na jego twarzy malowało się
politowanie.
- Nie
tylko sądziłam, ale i nadal tak sądzę. No już, idźcie do siebie – znowu machnęła.
- A z Lou
to wczoraj spałaś – powiedziałem oskarżającym tonem.
- Właśnie
– zawtórował mi Harry.
- Matko,
ale wy jesteście uparci – ha, ha punkt dla mnie – zgodzi się. – No dobra, możecie
ze mną spać, ale najpierw idźcie umyć zęby i przy okazji weźcie swoje kołdry i
poduszki, bo ja się swoją nie dzielę. Tylko po cichu!
Jak
prosiła tak zrobiliśmy. Poszło nam to bardzo sprawnie i po 2-3 minutach znowu
byliśmy razem w pokoju.
*Oczami Lauren*
- Matko,
ja nie wiem ja my się tu zmieścimy – jęknęłam, kiedy zaczęliśmy się układać do
spania.
- No chyba
po to masz duże łóżko, żebyśmy mogli razem spać, no nie? – odpowiedział Niall.
- Niall,
duże łóżko nie znaczy „łóżko dla 5 osób”, to znaczy „łóżko dla 2 osób” –
naprawdę czarno widziałam tą noc.
- 2 i 5 to
prawie to samo.
- Prawie
robi dużą różnicę.
- Mi tam
nie robi prawie różnicy – wzruszył ramionami.
-
Uwielbiam Cię, Nialler – serio, te jego teksty, gesty, miny. No po prostu
bezcenne.
- Wiem –
wyszczerzył się. – Ja Ciebie też.
- Awwwww,
jesteś uroczy – uśmiechnęłam się kładąc moją poduszkę na łóżku. - Jakby co to
ja śpię na środku.
Wskoczyłam
na wyrko, a po chwili po moich dwóch stronach ułożyli się Louis i Hazza.
- Posuńcie
się – usłyszałam głos Zayn, który próbował też się położyć. Za nim na łóżko
wpychał się Niall.
- No
moment. Lou, posuń się – lekko pchnęłam chłopaka.
- Nie mam
miejsca – skarżył się.
- To się
przekręć na bok – Zi zaczynał się już lekko denerwować.
Kiedy
wszyscy znajdowaliśmy się już na łóżku, było naprawdę ciasno.
- Ja nie
chcę spać z brzegu – powiedział smutno Irlandczyk.
- To chodź
tutaj, położysz się koło mnie – powiedziałam ciepło.
Chłopak z
trudem wstał i depcząc po wszystkich doszedł do mnie.
~~
Tak więc już jest rozdział 13 (13 to moja ulubiona i szczęśliwa liczba :)).
Wiem, że bardzo długo czekałyście/czekaliście i bardzo Was za to przepraszam.
Na blogu powoli pojawiają się różne zmiany jak np. tło.
Kolejną nowością jest to, że rozdziały będą miały swoje tytuły.
Mam nadzieję, że i rozdział i nowy wygląd bloga Wam się spodobają.
Do następnego rozdziału Lori <3
Ps. Bardzo się cieszę, że przybywa czytelników i z szeroko otwartymi ramionami witam ich na moim blogu. :*
poniedziałek, 12 listopada 2012
Kilka spraw organizacyjnych!
Hej!
Mam do Was kilka pytań, bo chcę ulepszać tego bloga, tak, żeby Wam się podobł.
Po piewsze : czy wolicie cześciej rozdziały, ale zato krótsze, czy rzadziej, ale dłuższe. Jak widać, niestety ostatnio za dużo czasu wolnego nie mam, ale uwieżcie mi staram się. Tak, więc tę kwestię zostawiam Wam do rozstrzygnięcia.
Po drugie : chciałabym zrobić tło i nagłówek z chłopcami, ale nie wiem zupełnie jak i gdzie to się zmienia, więc szukam osoby, która mi w tej sprawie pomoże i oświeci.
Po trzecie : tak się ostatnio zastanawiałam, czy ja Was tymi rozdziałami nie zanudzam? Czy nie są za bardzo szczegółowe? Czy może właśnie taki Wam się podobają? Czekam na szczere opinie.
To chyba wszystko, ale jak sobie coś jeszcze przypomnę, to napiszę napewno. Co do nowego rozdziału to powinien się już niedługo pojawić.
Całusy Lors (takie tam zdrobnienie od Lori :D)
Ps. Która piosenka z Take Me Home to wasza ulubiona? No i jakie macie przemyślenie po wywiadzie Zayna i Lou dla RMF Maxx (jeżeli nie słyszałyście/ogłądałyścieto wejdźcie na stronę tego radia i tam jest wideo).
Mam do Was kilka pytań, bo chcę ulepszać tego bloga, tak, żeby Wam się podobł.
Po piewsze : czy wolicie cześciej rozdziały, ale zato krótsze, czy rzadziej, ale dłuższe. Jak widać, niestety ostatnio za dużo czasu wolnego nie mam, ale uwieżcie mi staram się. Tak, więc tę kwestię zostawiam Wam do rozstrzygnięcia.
Po drugie : chciałabym zrobić tło i nagłówek z chłopcami, ale nie wiem zupełnie jak i gdzie to się zmienia, więc szukam osoby, która mi w tej sprawie pomoże i oświeci.
Po trzecie : tak się ostatnio zastanawiałam, czy ja Was tymi rozdziałami nie zanudzam? Czy nie są za bardzo szczegółowe? Czy może właśnie taki Wam się podobają? Czekam na szczere opinie.
To chyba wszystko, ale jak sobie coś jeszcze przypomnę, to napiszę napewno. Co do nowego rozdziału to powinien się już niedługo pojawić.
Całusy Lors (takie tam zdrobnienie od Lori :D)
Ps. Która piosenka z Take Me Home to wasza ulubiona? No i jakie macie przemyślenie po wywiadzie Zayna i Lou dla RMF Maxx (jeżeli nie słyszałyście/ogłądałyścieto wejdźcie na stronę tego radia i tam jest wideo).
poniedziałek, 5 listopada 2012
12 - Ej, kochanie, grasz?
*Oczami Lauren*
Kiedy znaleźliśmy się już z powrotem na górze udaliśmy się do pokoju Liama. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani. Lou jak najdelikatniej otworzył drzwi i wszedł zostawiając je otwarte. Wstrzymaliśmy oddechy jednocześnie bacznie obserwując całą sytuację i próbując powstrzymać śmiech. Chłopak robił małe kroczki i co chwilę nerwowo patrzył się na śpiącego kumpla. Wreszcie doszedł do jego szafki nocnej i położył tam przedmiot i warzywo. Potem zrobił gest zwycięzcy i uśmiechał się triumfalnie. Jednak jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie, gdy Liam przewrócił się na drugi bok, złapał go za rękę i zaczął mamrotać.
-
Dan...kochanie...gdzie idziesz?
Biedny
chłopak popatrzył na nas z przerażeniem w oczach szukając pomocy, a kiedy jej
nie otrzymał postanowił zdać się na swoją kreatywność.
- Do
łazienki... mam okres - powiedział naśladując kobiecy głos.
Jeden,
wilki, grupowy palmface. Matko, co on wymyśla, pomyślałam. Jednak mój kuzyn
najwyraźniej mocno spał i coś mu się śniło, bo mruknął tylko :
- W takim
razie poproszę pizze z podwójnymi pieczarkami.
Potem, ku
wielkiemu zadowoleniu Louisa, zakrył się szczelnie kołdrą puszczają rękę
przyjaciela. Biedny Boo odetchnął z ulgą i szybko, tym razem nie zważając już
na to, czy idzie cicho czy nie, wyszedł z pomieszczenie i zamknął za sobą
drzwi.
- Ten
gościu nie jest normalny - skwitował.
Jeszcze
długo po tym, kiedy wróciliśmy do mojego pokoju nie mogliśmy przestać się
śmiać, kiedy przypominaliśmy sobie minę Lou, albo to, co mówił – tu raczej
powinnam użyć słowa „mamrotał” – Liam. Śmiech, śmiech i jeszcze raz śmiech.
Towarzyszył nam przez cały dzień i wieczór, a teraz zapowiadało się na to, że
nie opuści nas również i przez resztę nocy. Cieszyłam się, że chociaż
poznaliśmy się zaledwie dwa dni temu między nami nie było żadnego skrępowania.
Pierwsze lody zostały przełamane bardzo szybko i to właśnie za sprawą wspólnych
wygłupów i żartów.
- Ej,
kochanie, grasz? – z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos.
- Od kiedy
to mówisz do mnie „kochanie”, Lou? – uniosłam prawą brew do góry.
- Od teraz
– zaśmiał się.
- A może ja
nie wyrażam na to zgody, co?
- A może ja
nie muszę i nie chcę się Ciebie pytać o zgodę?- bardziej oznajmiły, niż
zapytał.
- A no tak!
Powinnam być zaszczycona, bo wielki Louis Tomlinson – tu na chwilę przerwałam i
ukłoniłam się w jego stronę – zechciał się do mnie odezwać i... – nie
dokończyłam, bo przerwał mi Niall.
- I
powiedzieć do Ciebie ‘kochanie”. Tak, tak. Musisz wiedzieć, że on ma bardzo
wysoką samoocenę.
- Wcale nie
– oburzył się.
- Jasne –
wtrącił się ze śmiechem Zayn. – A to może nie ty tydzień temu stanąłeś przed
lustrem i mówiłeś- tu zaczął naśladować chłopaka w tamtej sytuacji – „OMG to Louis
Tomlinson – najfajniejszy chłopak na świecie”, albo „O matko, Louis, ale masz
modną fryzurę!” – wszyscy, oprócz Marchewkowego oczywiście, zaczęli się śmiać.
- A potem
wziąłeś – dodał Nialler – do ręki dezodorant i przeprowadziłeś wywiad ze swoim
lustrzanym odbiciem.
- Pamiętam,
pierwsze pytanie, jakie sobie zadałeś to : „Jak to jest być najseksowniejszym
facetem show-biznesu?”
Chłopcom co
i rusz przypominało się jakieś pytanie, czy odpowiedź z „wywiadu Lou z Lou”-
jak to oni określili. Śmiechu było co niemiara, tylko Tommo nadal siedział ze
skrzyżowanymi na klatce rękami i miną smutnego szczeniaczka.
- Bo mnie
nikt nie kocha.... – dodał w końcu, tak cicho, że ledwo co usłyszałam.
- A miliony
fanek na całym świecie?! – przerwałam śmiech i dałam chłopcom ręką znak, żeby i
oni byli cicho.
- To nie to
samo....
- Boże,
Louis, one dałyby się zabić za jeden dzień z tobą. Uśmiechają się, kiedy widzą
twoje zdjęcia. Są smutne, kiedy ty jesteś smutny. Razem z tobą wszystkim się
cieszą i zawsze trzymają za Ciebie kciuki. Popłakałyby się, gdybyś do nich
tweetnął, albo je follownął. Kochają Cię i nigdy nie przestaną! I ty jeszcze
śmiesz narzekać?!?
- Ale ja
doskonale o tym wiem i to doceniam, ale nie wiem czy ktokolwiek kocha mnie za
to, jaki jestem, a nie kim jestem – widząc jego smutne oczy poczułam nieodpartą
chęć przytulenia go.
- Oooooo,
nasz malutki, biedny Lou – wyciągnęłam ramiona, a on chyba zrozumiał aluzję, bo
wtulił się w mnie. – Nie martw się. Ja i chłopcy zawsze będziemy Cię kochać,
prawda? – zwróciłam się do reszty zespołu, na co oni zgodnie pokiwali głowami.
~~1. Najpierw Was bardzo przepraszam, bo miałam dodać już wczoraj, ale nie zdążyłam.
2. Bardzo się cieszę, bo przybywają nowi czytelnicy, których z uśmiechem witam na moim blogu.
3. WOW! Ponad 1000 wyświetleń. To znaczy dla mnie bardzo dużo. :)
4. Po bardzo trudnym okresie w moim życiu powoli pojawia się słońce.
5. Muszę się Wam pochwalić, bo JADĘ NA KONCERT 1D W BERLINIE! Strasznie się tym jaram!
6. Muszę się Wam pochwalić razy 2, bo dziś kupiłam gitarę i będę się uczyć (między innymi piosenek 1D).
7. Mam nadzieję, że podoba Wam sie rozdział.
Bardzo, bardzo i cały sercem Was Kocham. Wasza Lori <3
sobota, 27 października 2012
11 - Kobiecy instynkt.
*Oczami Lou*
Popatrzyłem na teraz już nieruchomą butelkę, której zakrętka wskazywała na Harrego. Gdy to zobaczyłem zaśmiałem się złowieszczo. On tylko patrzył na mnie z miną *ja się boję, co ty wymyślisz*.
- To co, pytanie czy zadanie?
Zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział.
- Ja się boję twoich zadań, więc pytanie.
- Hehehehehe. A myślałem, że Harry Styles niczego się nie boi. W takim razie... Z kim był twój pierwszy raz?
*Oczami Lauren*
Popatrzyłam wielkimi oczami na Lou, a potem zapytałam szeptem Zayna.
- To takie pytania można zadawać?
- Tak - zaśmiał się. - To i tak było jedno z normalniejszych.
Moje paczadła zrobiły się jeszcze większe.
- Z Caroline - odparł w końcu Hazz.
- To ty, już...no...ten...tego..no...wiesz? - zapytałam.
Pokiwał głową.
- A ty? - spojrzałam na Lou.
Też pokiwał.
- A ty? - teraz patrzyłam na Zayna.
Wykonał ten sam ruch.
- Matko jedyna! - prawie krzyknęłam.
- No co, a ty nie? - zapytał mnie Marchewkowy.
- Nie muszę odpowiadać - wystawiłam mu język.
- I tak się dowiemy!
- Zobaczymy, zobaczymy! No a ty, Niall?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- No, jeden normalny - przybiłam mu żółwika.
- A skąd wiesz, że on mówi prawdę - zaczął droczyć się ze mną mulat.
- Kobiecy instynkt.
- Taaaa..kobiecy instynkt - zakpił.
- Śmiesz wątpić?!
- Ej gołąbeczki, koniec tego flirtu, gramy! - przerwał nam nie kto inny jak Lou.
Przewróciłam oczami i skupiłam swój wzrok na butelce wprawionej w ruch przez Loczka.
*Oczami Zayna*
Butelka kręciła się kilkanaście sekund. W końcu zatrzymała się wskazując na blondyna.
- Niall - trzepnąłem go w ramię, kiedy minęło trochę czasu od zatrzymania się przedmiotu, a on nawet na to nie zwrócił uwagi i dalej objadał się chipsami.
- Co? - popatrzył na mnie zdezorientowany.
- No twoja kolej!
- Aaaaa - pokiwał ze zrozumieniem głową, a potem popatrzył na Harrego i jakby czytając jego myślach powiedział - zadanie.
- Pocałuj w policzek Zayna lub Lauren. Możesz wybrać.
Irlandczyk bez namysłu cmoknął dziewczynę uroczo się przy tym rumieniąc.
* Oczami Lauren*
- Eej, ja się focham - Zayn skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
Zaczęliśmy się śmiać, a chłopak nadal siedział z obrażoną miną. W końcu Niall się do niego przysunął i jemu też dał buziaka. Na twarzy ciemnookiego od razu zakwitł uśmiech.
- Jakie wariaty - jeszcze bardziej się śmiałam.
- To u nas normalne - powiedział Lou.
- No właśnie widzę.
W końcu zaczęliśmy dalej grać. Wypadło na Louisa.
- Zdecydowanie zadanie - odpowiedział na pytanie Niallera.
- Ok. W takim razie musisz pójść na dół do kuchni, wziąć marchewkę. Nie czekaj, może jednak łyżkę. Albo właściwie - chwilę się zastanowił - łyżkę i marchewkę i położyć je na szafce nocnej Liama - uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu.
- To żeś wymyślił - westchnął Lou podnosząc się z podłogi.
*Oczami Harrego*
Wszyscy wstaliśmy z ziemi i na palcach udaliśmy się do kuchni. Nie zapalaliśmy światła, więc było bardzo ciemno. Schodziliśmy cicho się śmiejąc. Muszę przyznać, że takiego pomysłu to się po Niallu nie spodziewałem. Nagle usłyszałem straszny łomot, co wyrwało mnie z rozmyślań. No to po nas, przemknęło mi przez głowę. Zszedłem szybciej kilka ostatnich schodków. Już chciałem postawić stopę na ziemi, kiedy potknąłem się o coś i na kimś wylądowałem.
- Fuck Harry! - usłyszałem stłumiony głos Zayna.
A po chwili do moich uszu doleciał jeszcze cichszy i bardziej stłumiony głos Lauren.
- Fuck Harry! Fuck Zayn!
Co dziwne wydobywał się jakby spode mnie. Rozejrzałem się i zobaczyłem dwóch największych krejzoli w naszej bandzie (czytaj Lou i Niall) zatykających sobie usta rękami, aby nie było słychać ich śmiechu.
- Może byś do cholery ruszył dupę?! - jęknął mulat.
Popatrzyłem na czym , a raczej na kim leżę i zobaczyłem Bad Boy'a, a pod nim jeszcze jakieś ciało. Po długich włosach rozpoznałem, że to Lauren. Zacząłem się podnosić. Potem podałem koledze rękę, jednocześnie potrząsając włosami, które wpadały mi do oczu. Przyjął tę pomoc z wdzięcznością. Następnie wyciągnąłem dłoń do dziewczyny, która w dalszym ciągu leżała u podnóży schodów. Uśmiechnęła się po czym obciągnęła bluzkę, która zdążyła jej się podwinąć ukazując króciutkie shorty i podeszła do chłopaków.
- Czy Wam do reszty odjęło rozum? - zapytała z wyrzutem. Niall powoli przestawał się śmiać. Lou widząc groźną minę Lauren zresztą też. - Potykam się o te wasze buty - tu machnęła im przed nosami czerwonym vansem. - Wy się zaczynacie śmiać. Potem przewala się Zi - wy nadal rechoczecie zamiast nam pomóc. Potem ląduje na nas Hazz - mhhmmm, podoba mi się jak mówi "Hazz". - Wy umieracie ze śmiechu. Bo to takie śmieszne, że ha ha ha - powiedziała z ironią.
Lou, Niall, Zayn i ja patrzyliśmy na nią z bardzo różnymi wyrazami twarzy. Pierwszym dwóm oczy prawie wyszły z orbit. My natomiast stanęliśmy za dziewczyną i z udawaną powagą kiwaliśmy głowami jednocześnie powstrzymując wybuch chichotu. Lauren popatrzyła na nas szukając wsparcia, ale widząc nasze miny zaczęła się śmiać. Chciała się powstrzymać i robić to ciszej, ale nie za bardzo jej to wychodziło. W końcu przestała i , tym razem jak najciszej, udaliśmy się do kuchni. Wzięliśmy ten nieszczęsny widelec i warzywo, które było powodem naszej wyprawy.
*Oczami Lou*
Gdy tylko otworzyliśmy lodówkę oczy mi się zaświeciły. Marchewki, marchewki, marchewki!
~~
Przepraszam, że tak późno, al nie miałam w ogóle czasu na przepisanie tego na kompa i wrzucenie na bloga.
Zrobiłam porządek na blogu tj. pozamieniałam numery rozdziałów, bo zobaczyłam, że były źle.
Chciałam bardzo Wam podziękować za odpowiadanie na pytania w ankietach.
Ale "Massive Thank You" należy się Gabi, dzięki której zrozumiałam, że to, że po jakimś postem jest mniej komentarzy nie znaczy, że nikt mojego bloga nie czyta. Naprawdę Gabi dziękuję, twoja słowa mi pomogły.
Chciałam więc, wszystkich, absolutnie wszystkich zaprosić na jej bloga: http://mydirtyglam.blogspot.com/ . Jest to blog o modzie, którą również i ja się interesuje, o modzie inaczej. Ale w bardzo pozytywny sposób inaczej.
Tak więc ostatnie pytanko : jak podoba Wam się nowy rozdział i jak sądzicie, co wydarzy się dalej? Wasza Lori :)
Popatrzyłem na teraz już nieruchomą butelkę, której zakrętka wskazywała na Harrego. Gdy to zobaczyłem zaśmiałem się złowieszczo. On tylko patrzył na mnie z miną *ja się boję, co ty wymyślisz*.
- To co, pytanie czy zadanie?
Zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział.
- Ja się boję twoich zadań, więc pytanie.
- Hehehehehe. A myślałem, że Harry Styles niczego się nie boi. W takim razie... Z kim był twój pierwszy raz?
*Oczami Lauren*
Popatrzyłam wielkimi oczami na Lou, a potem zapytałam szeptem Zayna.
- To takie pytania można zadawać?
- Tak - zaśmiał się. - To i tak było jedno z normalniejszych.
Moje paczadła zrobiły się jeszcze większe.
- Z Caroline - odparł w końcu Hazz.
- To ty, już...no...ten...tego..no...wiesz? - zapytałam.
Pokiwał głową.
- A ty? - spojrzałam na Lou.
Też pokiwał.
- A ty? - teraz patrzyłam na Zayna.
Wykonał ten sam ruch.
- Matko jedyna! - prawie krzyknęłam.
- No co, a ty nie? - zapytał mnie Marchewkowy.
- Nie muszę odpowiadać - wystawiłam mu język.
- I tak się dowiemy!
- Zobaczymy, zobaczymy! No a ty, Niall?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- No, jeden normalny - przybiłam mu żółwika.
- A skąd wiesz, że on mówi prawdę - zaczął droczyć się ze mną mulat.
- Kobiecy instynkt.
- Taaaa..kobiecy instynkt - zakpił.
- Śmiesz wątpić?!
- Ej gołąbeczki, koniec tego flirtu, gramy! - przerwał nam nie kto inny jak Lou.
Przewróciłam oczami i skupiłam swój wzrok na butelce wprawionej w ruch przez Loczka.
*Oczami Zayna*
Butelka kręciła się kilkanaście sekund. W końcu zatrzymała się wskazując na blondyna.
- Niall - trzepnąłem go w ramię, kiedy minęło trochę czasu od zatrzymania się przedmiotu, a on nawet na to nie zwrócił uwagi i dalej objadał się chipsami.
- Co? - popatrzył na mnie zdezorientowany.
- No twoja kolej!
- Aaaaa - pokiwał ze zrozumieniem głową, a potem popatrzył na Harrego i jakby czytając jego myślach powiedział - zadanie.
- Pocałuj w policzek Zayna lub Lauren. Możesz wybrać.
Irlandczyk bez namysłu cmoknął dziewczynę uroczo się przy tym rumieniąc.
* Oczami Lauren*
- Eej, ja się focham - Zayn skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
Zaczęliśmy się śmiać, a chłopak nadal siedział z obrażoną miną. W końcu Niall się do niego przysunął i jemu też dał buziaka. Na twarzy ciemnookiego od razu zakwitł uśmiech.
- Jakie wariaty - jeszcze bardziej się śmiałam.
- To u nas normalne - powiedział Lou.
- No właśnie widzę.
W końcu zaczęliśmy dalej grać. Wypadło na Louisa.
- Zdecydowanie zadanie - odpowiedział na pytanie Niallera.
- Ok. W takim razie musisz pójść na dół do kuchni, wziąć marchewkę. Nie czekaj, może jednak łyżkę. Albo właściwie - chwilę się zastanowił - łyżkę i marchewkę i położyć je na szafce nocnej Liama - uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu.
- To żeś wymyślił - westchnął Lou podnosząc się z podłogi.
*Oczami Harrego*
Wszyscy wstaliśmy z ziemi i na palcach udaliśmy się do kuchni. Nie zapalaliśmy światła, więc było bardzo ciemno. Schodziliśmy cicho się śmiejąc. Muszę przyznać, że takiego pomysłu to się po Niallu nie spodziewałem. Nagle usłyszałem straszny łomot, co wyrwało mnie z rozmyślań. No to po nas, przemknęło mi przez głowę. Zszedłem szybciej kilka ostatnich schodków. Już chciałem postawić stopę na ziemi, kiedy potknąłem się o coś i na kimś wylądowałem.
- Fuck Harry! - usłyszałem stłumiony głos Zayna.
A po chwili do moich uszu doleciał jeszcze cichszy i bardziej stłumiony głos Lauren.
- Fuck Harry! Fuck Zayn!
Co dziwne wydobywał się jakby spode mnie. Rozejrzałem się i zobaczyłem dwóch największych krejzoli w naszej bandzie (czytaj Lou i Niall) zatykających sobie usta rękami, aby nie było słychać ich śmiechu.
- Może byś do cholery ruszył dupę?! - jęknął mulat.
Popatrzyłem na czym , a raczej na kim leżę i zobaczyłem Bad Boy'a, a pod nim jeszcze jakieś ciało. Po długich włosach rozpoznałem, że to Lauren. Zacząłem się podnosić. Potem podałem koledze rękę, jednocześnie potrząsając włosami, które wpadały mi do oczu. Przyjął tę pomoc z wdzięcznością. Następnie wyciągnąłem dłoń do dziewczyny, która w dalszym ciągu leżała u podnóży schodów. Uśmiechnęła się po czym obciągnęła bluzkę, która zdążyła jej się podwinąć ukazując króciutkie shorty i podeszła do chłopaków.
- Czy Wam do reszty odjęło rozum? - zapytała z wyrzutem. Niall powoli przestawał się śmiać. Lou widząc groźną minę Lauren zresztą też. - Potykam się o te wasze buty - tu machnęła im przed nosami czerwonym vansem. - Wy się zaczynacie śmiać. Potem przewala się Zi - wy nadal rechoczecie zamiast nam pomóc. Potem ląduje na nas Hazz - mhhmmm, podoba mi się jak mówi "Hazz". - Wy umieracie ze śmiechu. Bo to takie śmieszne, że ha ha ha - powiedziała z ironią.
Lou, Niall, Zayn i ja patrzyliśmy na nią z bardzo różnymi wyrazami twarzy. Pierwszym dwóm oczy prawie wyszły z orbit. My natomiast stanęliśmy za dziewczyną i z udawaną powagą kiwaliśmy głowami jednocześnie powstrzymując wybuch chichotu. Lauren popatrzyła na nas szukając wsparcia, ale widząc nasze miny zaczęła się śmiać. Chciała się powstrzymać i robić to ciszej, ale nie za bardzo jej to wychodziło. W końcu przestała i , tym razem jak najciszej, udaliśmy się do kuchni. Wzięliśmy ten nieszczęsny widelec i warzywo, które było powodem naszej wyprawy.
*Oczami Lou*
Gdy tylko otworzyliśmy lodówkę oczy mi się zaświeciły. Marchewki, marchewki, marchewki!
~~
Przepraszam, że tak późno, al nie miałam w ogóle czasu na przepisanie tego na kompa i wrzucenie na bloga.
Zrobiłam porządek na blogu tj. pozamieniałam numery rozdziałów, bo zobaczyłam, że były źle.
Chciałam bardzo Wam podziękować za odpowiadanie na pytania w ankietach.
Ale "Massive Thank You" należy się Gabi, dzięki której zrozumiałam, że to, że po jakimś postem jest mniej komentarzy nie znaczy, że nikt mojego bloga nie czyta. Naprawdę Gabi dziękuję, twoja słowa mi pomogły.
Chciałam więc, wszystkich, absolutnie wszystkich zaprosić na jej bloga: http://mydirtyglam.blogspot.com/ . Jest to blog o modzie, którą również i ja się interesuje, o modzie inaczej. Ale w bardzo pozytywny sposób inaczej.
Tak więc ostatnie pytanko : jak podoba Wam się nowy rozdział i jak sądzicie, co wydarzy się dalej? Wasza Lori :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)